Najbardziej dramatyczne było spotkanie w Arizonie, gdzie szkoleniowiec "Słońc" Mike D'Antoni walczył o swoje 100. zwycięstwo na ławce trenerskiej. D'Antoni będzie musiał jeszcze troszkę poczekać i to głównie za sprawą Shareefa Abdur-Rahima. Pozyskany w przerwie letniej przez zespół z Sacramento zawodnik, na 30 sekund przed końcem dał swojej drużynie dwupunktowe prowadzenie (116:114). Wprawdzie rzutem za trzy odpowiedział Leandro Barbosa, ale dwa ostatnie słowa należały znów do Abdur-Rahima. Dwa, bowiem najpierw gracz gości trafił wolne na 13 s przed końcem, a później zablokował próbę "layupu" w wykonaniu Borisa Diaw'a. Suns mieli jeszcze jedną szansę, ale rzut Briana Granta z narożnika parkietu okazał się zbyt "krótki". - Nie mogliśmy zatrzymać ich w III kwarcie (Suns przegrali ją 26:39) - tłumaczył porażkę D'Antoni. - Oni byli na fali, a Peja trafiał wszystko. Stojakovic, którego tak chwalił trener ekipy z Phoenix, zdobył dla gości 33 punkty (13/21 z gry), a wspomniany Abdur-Rahim dodał 23. D'Antoni czeka na swoje 100. zwycięstwo, a pierwszego w roli szkoleniowca Knicks wciąż wypatruje Larry Brown. Ten doświadczony trener próbował w niedzielę różnych sztuczek, ale nowojorczycy i tak ulegli w Madison Square Garden zespołowi z Oakland. W pewnym momencie tegoroczni debiutanci David Lee, Channing Frye i Nate Robinson przebywali wspólnie na parkiecie w barwach Knicks... - Nie będą grać cały czas, ale tym razem to wywalczyli - stwierdził Brown. - To zajmie trochę czasu, ale na razie staramy się zorientować, kto może grać i kto nam może pomóc. Jason Richardson zdobył 24 punkty, a Baron Davis uzyskał 16 "oczek" i zaliczył 9 asyst dla Warriors (bilans 2-1), którzy wygrali pierwsze wyjazdowe spotkanie w tym sezonie. Kobe Bryant dzielnie dźwiga na swoich barkach ciężar gry w Lakers, a czasem otrzymuje nawet wydatną pomoc od kolegów. W niedzielny wieczór w Staples Center lider ekipy z LA rzucił 37 punktów (16/31 z gry), a Chris Mihm i Lamar Odom dodali po 20 "oczek", prowadząc Lakers do zwycięstwa nad Denver Nuggets 112:92. Gościom (1-3) nie udało się więc zrewanżować za porażkę poniesioną w ubiegłą środę na własnym parkiecie. Wówczas podopiecznych George'a Karla pogrążył Bryant, zdobywając decydujące punkty na 0,6 s przed końcem dogrywki. Tym razem nie było tak emocjonująco, bowiem już I kwartę gospodarze wygrali 34:20. - Podobała mi się energia z jaką zaczęliśmy mecz - przyznał coach Lakers (2-1) Phil Jackson. - Złapaliśmy drugi oddech w III kwarcie i zakończyliśmy mecz w efektowny sposób. Carmelo Anthony zdobył 21 punktów dla zespołu z Denver, którzy mieli słabszą skuteczność z gry od rywali i zdecydowanie przegrali rywalizację na tablicach (32-46). Zobacz WYNIKI oraz czołowych STRZELCÓW w meczach z 6 listopada