Radosław Nawrot: Zauważyłem kiedyś w hali Phoenix Suns, że wszędzie tam sprzedawany był frykas zwany "Polish sauseges". Rzeczywiście polskie kiełbaski są tak popularne? Marcin Gortat: One są popularne tam, gdzie jest liczna polonia, np. w Nowym Jorku, Chicago, Houston, Los Angeles, Phoenix. Jest tam dużo restauracji i małych sklepów spożywczych, które je sprzedają. One sprawiają, że mają dużą promocję. W samym Waszyngtonie popularniejsze są chyba jednak kiełbasy niemieckie. A zatem czy Waszyngton jest w ogóle związany z Polakami i polonią? - Oczywiście, że tak. Przede wszystkim to duże, wielonarodowościowe miasto. Mieszka tu mnóstwo narodowości, a Polacy to jedni z liczniejszych. Do tego stoi tu wiele pomników związanych z naszą historią. Kościuszko stoi przed samym Białym Domem, a Lecha Wałęsę wszyscy tu znają. Teraz ambasadorem Polski jest bardzo tu popularny Mateusz Klich, który gra w DC United. Aż tak jest popularny? - Owszem. Robi furorę, zwłaszcza że ostatnio strzelił taką bramkę, że już każdy chyba go zna. Jeśli dodamy jeszcze moje granie w Waszyngtonie w ostatnich latach, to mogę jasno powiedzieć, że polskości jest tu sporo. Uderzyło mnie w Stanach Zjednoczonych to, że w poszczególnych ich częściach Polska kojarzy się z czymś innym, z innymi postaciami. Na przykład w Savannah każdy wiedział, kim był Kazimierz Pułaski, może nawet bardziej niż wiedzą to sami Polacy. - A to prawda. Amerykanie kojarzą Polskę z kimś, kto zrobił coś dla nich czy świata. Podczas gry w Waszyngtonie zawsze się starałem edukować Amerykanów i nadal się staram. Zależy mi na tym, aby polska kultura była tu obecna, czy to tańce, pieśni, rytuały czy także polskie jedzenie. Smakuje Amerykanom? - Zależy co, ale generalnie im smakuje. A nie jest tak łatwo dotrzeć do Amerykanów wychowanych tylko na kurczakach i fasoli. Tym otwartym na wielokulturowość i doświadczenie czegoś nowego smakowało bardzo. Mnie chodzi o to, aby pokazać Amerykanom kim jesteśmy, co lubimy, co przeszliśmy, jaką mamy historię. Stąd Noc Polskiego Dziedzictwa przy okazji meczu Washington Wizards z San Antonio Spurs? - Tak. To już dziewiąta edycja tego wydarzenia. Staramy się wtedy pokazać polską kulturę i historię. W ostatnich dwóch latach robiliśmy ją w formie balu na 300-350 gości, ale obecnie wróciliśmy do starej formy meczu. I wybraliśmy ten, aby Noc odbyła się przy okazji występu Jeremiego Sochana z San Antonio Spurs w Waszyngtonie. Idealny moment. Będzie wystawa obrazów i plakatów, będzie o naszej pomocy dla Ukrainy, wreszcie Food Tasting, gdzie podamy polskie potrawy. Dwóch Polaków staje naprzeciw siebie w meczu NBA - unikalna sytuacja. Gdyby ktoś to powiedział kilka lat temu... - ... nikt by nie uwierzył, to prawda. Na parkiecie rywalizować nie będziemy, bo ja jestem już trenerem, a Jeremy Sochan zagra i może przeważyć wygraną swego zespołu własnymi rękoma. Niech więc wygra lepszy. Ja chciałby aby Wizards wygrali, a Jeremy był najlepszym graczem jego drużyny. Istotnie, niezwykła sytuacja. Takiej dotąd nie mieliśmy, więc powinno być ciekawie. Ambasada polska w Waszyngtonie z nami współpracowała, także Niepodległa. Kariera Jeremiego Sochana w NBA idzie dobrze? Ma szansę stać się zawodnikiem dużego formatu? - Za wcześnie, by powiedzieć, czy będzie zawodnikiem dużego formatu. Został wybrany z draftu jako ktoś, kto powinien dużo znaczyć, bo miał numer dziewiąty. To też duża presja, a chłopak ma dopiero 19 lat. Nie należy na niego już teraz nakładać wielkich oczekiwań. On ma kupę czasu, by się rozwinąć. Zaczął średnio, przeplatając to dobrymi meczami. Teraz ma występy z 20 punktami, więc może być mocną postacią w NBA. Popularność koszykówki w Polsce nadchodziła falami. Najpierw pierwsze transmisje z Ameryki i "hej, hej, tu NBA!" Włodzimierza Szaranowicza, potem okres, gdy grałeś. Teraz nadchodzi kolejna fala? - Miejmy nadzieję. Były jeszcze fale Czarka Trybańskiego i Macieja Lampe, może nie aż tak wielkie, ale były. Ładnych parę lat grali w tej lidze. Obawiam się, czy fala związana z Jeremim zostanie u nas dobrze wykorzystana, ale to już inna sprawa. Jakie znaczenie dla polskiej koszykówki ma to, ci reprezentacja zrobiła w zeszłym roku, gdy zajęła czwarte miejsce na EuroBaskiecie? - Bardzo duże znaczenie. To czysta promocja sportu, ale to musi się przełożyć na inne rzeczy w polskiej koszykówce. To do końca się nie wydarzyło. W 2025 roku podczas kolejnego EuroBasketu jedna z grup będzie walczyła w Polsce, ale to się nie przekłada na poprawę warunków szkoleniowych. I to jest problem. W wielu krajach świata, może nawet w większości, koszykówka jest drugim sportem po piłce nożnej. U nas natomiast nie wygrywa pojedynku na popularność z siatkówką. - Zdecydowanie nie. Siatkówka króluje w Polsce i przebija wynikami inne sporty. Z kolei w piłkę nożną pompowane są wielkie pieniądze. Koszykówka nie ma szans budżetowo i przez wiele lat się to nie zmieni. Pamiętam, jak kiedyś pojawiłeś się w Poznaniu na campie dla dzieci. Mówiłeś wtedy, że przyszli do ciebie ludzie z NBA z pytaniem, co można zrobić dla promocji koszykówki w Polsce. NBA faktycznie chciałaby podnieść poziom koszykówki w wielu krajach, z założeniem, że najlepsi gracze i tak do nich trafią? - Nie do końca. NBA bardziej patrzy na to, jak ściągnąć z rynków światowych jak najwięcej pieniędzy z reklam i marketingu. Naszego szkolenia jednak nie sfinansuje. Można z NBA współpracować, ale trzeba mieć reputację i organizację, obiekty. Czy NBA jest potrzebna do rozwoju koszykówki? To znaczy marzenie o NBA? - Nie wydaje mi się. Ona jest dodatkiem. Żeby rozwinąć szkolenie w Polsce, trzeba mieć własne pieniądze i kompetencje. Zamknięta liga NBA, z której nie można spaść, jest wzorem dla wielu pomysłów takich jak piłkarska Superliga. To dobry system dla rywalizacji? - Tak, dobry. To pozwala nie rozbijać biznesu właścicielom klubów NBA. Ponadto gdy jesteś słaby w lidze, to zdobywasz najlepszych zawodników w drafcie i szybko się to wyrównuje. Jest to więc liga, która nie pozwala nikomu być zbyt długo słabym. - Nie ma opcji, by być długo słabym, bo wtedy straci się kibiców i sponsorów. Nie można do tego dopuścić. Zapamiętałem z meczów NBA, że dla kibiców to często bardziej wydarzenie towarzyskie niż sportowe. Siedzą, rozmawiają, omawiają sprawy, jedzą nawet obiad i przy okazji oglądają mecz. - Mecz jest potężnym i wielowymiarowym wydarzeniem. To znacznie więcej niż gra w koszykówce. W Waszyngtonie też tak jest, że gdy się chce omówić sprawy biznesowe czy prywatne albo spotkać, idzie się na mecz? - Oczywiście, że tak. Po to są specjalne loże, kluby biznesu, cała ta otoczka. Po to, by można było tu zrobić coś więcej niż tylko oglądać mecz. Co więcej będzie zatem podczas meczu Wizard ze Spurs i Nocy Polskiego Dziedzictwa? - Będzie wystawa plakatów, spotkanie u ambasadora, rozdanie honorów dla weteranów z Iraku i Afganistanu, a także sporo polskich elementów w trakcie meczu. Liczymy na to, że sami fani na trybunach z biało-czerwonymi barwami zrobią show.