W trakcie swojej kariery Bryant był wielokrotnie pytany, który Kobe wygrałby mecz jeden na jednego - ten, który zaczynał z numerem 8., czy ten, który zdecydował się zakończyć przygodę z koszykówką z 24. Bryant zawsze miał problem, żeby odpowiedzieć. Identyczny kłopot mieli najwyraźniej włodarze Los Angeles Lakers, którzy w poniedziałek zastrzegli dwa numery należące do Bryanta. "Zawsze się zastanawiam, kto byłby lepszy. Jednak 8. ma coś, czego nigdy nie będzie miał numer 24, a mianowicie jeszcze rosły mi włosy" - mówił ze śmiechem idol Los Angeles. "Nie chodzi o koszulki, które powiesili dla mnie. Chodzi o koszulki, które wisiały tam wcześniej. To koszulki tych zawodników inspirowały mnie do gry na najwyższym poziomie" - mówił wzruszony Bryant, którego z trybun oklaskiwali m.in. byli koledzy z parkietu Shaquille O’Neal i Derek Fisher. "Jesteśmy tu, żeby celebrować najwspanialszego koszykarza noszącego purpurę i złoto" - to z kolei słowa legendarnego Earvina "Magica" Johnsona. Bryant jest pierwszym zawodnikiem w historii NBA, który przez 20 lat występował w jednym klubie. W barwach "Jeziorowców" nie tylko został pięciokrotnym mistrzem NBA i osiemnastokrotnie wystąpił w Meczu Gwiazd, ale pobił także wiele rekordów. Nikt w historii Lakers nie rozegrał więcej spotkań (1346), oddał więcej celnych rzutów za trzy (1872), miał więcej przechwytów (1944) oraz skutecznych rzutów wolnych (8378). 39-latek jest również trzecim strzelcem w historii NBA z dorobkiem 33 643 punktów. Swój ostatni mecz w karierze "Black Mamba" rozegrał 13 kwietnia 2016 roku. Przeciwko Utah Jazz rzucił aż 60 punktów, więcej niż którykolwiek zawodnik w sezonie 2015-2016.