Mecz - zanim się jeszcze zaczął - zapowiadał się inaczej bo przygrywała nam muzykę z Odysei Kosmicznej 2001 orkiestra symfoniczna w Houston, ale dalej było już tylko tak samo jak zwykle. Na szczęście po prawie trzech kwartach nawet jak na standardy Meczu Gwiazd zbyt plażowej koszykówki, miliard widzów przed telewizorami i nieco ponad 18 tysięcy w Toyota Center zobaczyło nie tylko porywający pościg ekipy Wschodu, a także snajperski pojedynek Tracy'ego McGrady'ego (36 pkt) z najmłodszym MVP All Star Game w historii - 21-letnim LeBronem Jamesem (29 pkt, 6 zbiórek, dwa przechwyty). Dopiero po raz trzeci od 1981 roku w NBA All Star Game wyszło na parkiet trzech graczy (Kobe Bryant, Allen Iverson oraz LeBron James), którzy w regularnym sezonie potrafili zdobywać w meczach więcej niż 30 punktów, ale przynajmniej według trenera Zachodu Avery Johnsona, ten mecz miał być wygrany lub przegrany dzięki dominacji na tablicach. Widać to było choćby po ostatnim treningu obu drużyn - dyscyplina, każdy zawodników dokładnie wypełniający przypadającą mu rolę u Johnsona, coś wręcz odmiennego od zabawowej atmosfery w ekipie Wschodu Flipa Saundersa. - Chcemy zdobyć 135 punktów i zabiegać ich na śmierć - mówił Johnson, który nie ukrywał, że ma zamiar pokazać jednocześnie na parkiecie piątkę swoich olbrzymów - Kevina Garnetta na rozegraniu, Dirka Nowitzkiego w roli rzucającego rozgrywającego, Duncana jako małego skrzydłowego, Pau Gasola po drugiej stronie parkietu, a pod koszem oczywiście Yao Minga. - Chciałbym zobaczyć jak będzie przeciwko tobie grał Billups...- śmiał się trener ekipy z Dallas. Johnson spodziewał się zobaczyć na parkiecie w ekipie Wschodu czwórkę Detroit Pistons (Billups, Richard Hamilton, Rasheed Wallace, Ben Wallace), wzmocnionych - mającym "zastępować" Tayshauna Prince - Paulem Pierce;em. - Będzie mi się wydawało, że nagle gram w Pistons - przyznał Pierce. - Mam tylko nadzieję, że będą mi podawać. Wiem, że wygramy, ale MVP i tak dostanie Tracy (McGrady). Już po pierwszych 12 minutach sporo wskazywało na to, że Pierce ma rację, bo prawie każde podanie graczy Zachodu skierowane było do T-Maca. Oczekiwana przez wielu dziennikarzy "sekcja z Detroit" (Billups, Hamilton, Wallace) wkroczyła na boisko przy prowadzeniu Zachodu 24:21, a rozgrywający z Detroit potrzebował tylko 15 sekund, by po raz pierwszy trafić za trzy punkty. Najskuteczniejszy w tej fazie gry (10 pkt) był jednak LeBron James, chyba jedyny koszykarz na parkiecie, na którego twarzy widać było w większym stopniu determinację niż świadomość, że to tylko dobra zabawa w gronie najlepszych koszykarzy świata. Po stronie Zachodu rozszalał się trochę Nowitzki, później piłka zaczęła wypadać z rąk graczy Wschodu, ponownie wpadać w ręce McGrady'ego (17 pkt) i pod koniec drugiej kwarty z wyrównanego meczu zrobiła się 17-punktowa (70:53) przewaga gwiazd Konferencji Zachodniej. Wschodowi nie pomagały nawet "latające" popisy Vince'a Cartera, ani fakt, że - jak wynikało ze statystyki - nawet bez obrony Zachód trafił tylko... 7 procent (1 na 14) oddanych rzutów z dystansu i półdystansu. Ale jeśli się pozwala, by rywal 50 z 70 punktów zdobył wsadami, to czego dobrego można się spodziewać? Trzecia kwarta Meczu Gwiazd prawie odpowiedziała na pytanie, kto zdobędzie MVP, a kiedy wydawało się, że niewiadoma pozostanie tylko odpowiedź na pytanie czy McGrady powalczy o rekord Chamberlaina z 1962 roku (42 pkt), Wschód (głównie James i Wade) potrafił się poderwać. Trzynaście punktów Jamesa, dominacja Wschodu (41:27 w kwarcie) i przewaga Zachodu przed decydującą kwartą zmniejszyła się do tylko trzech punktów (94:97). Kiedy Billups wyrównał stan meczu na 97:97, a jego koledzy z Detroit zdobyli pierwsze jedenaście punktów w tej kwarcie, dając Wschodowi prowadzenie 105:102, najlepsi zaczęli nareszcie grać jak najlepsi. Była minuta do końca i tylko dwupunktowe prowadzenie Wschodu (120:118), kiedy Kobe trafił akrobatyczny rzut wyrównujący wynik spotkania, ale dobitka Wade'a ponownie dała dwupunktową przewagę zawodnikom Flipa Saundersa. Jeszcze nieudana próba T-Maca i strata Bryanta i mecz zakończył się zwycięstwem Wschodu 122:120. Przemysław Garczarczyk z Houston Zachód - Wschód 120:122 (28:28, 42:25, 27:41, 23:28) Zachód: T. McGrady 36, T. Duncan 15, M. Yao 5, S. Nash 2, K. Bryant 8, K. Garnett 2, S. Marion 14, T. Parker 8, P. Gasol 0, D. Nowitzki 10, E. Brand 12, R. Allen 8. Wschód: L. James 29, D. Wade 20, A. Iverson 12, V. Carter 5, S. O'Neal 17, B. Wallace 0, R. Wallace 2, C. Bosh 8, C. Billups 15, P. Pierce 7, R. Hamilton 6, G. Arenas 1. Zobacz GALERIĘ