"Za śliska!", "Za bardzo przyczepna do ręki!", "Za mało przyczepna do ręki!", " Za wysoko kozłuje!" - kogo z graczy NBA nie zapytać, wszyscy krytykują nową, syntetyczną piłkę "Spaldinga". Zamiast jednak brać przykład z Shaqa i narzekać, gwiazdy NBA powinny przyzwyczaić się do myśli, że czy im się to podoba czy nie, od sezonu 2006/2007 grać będą nową piłką. Zanim usiadłem do pisania tego komentarza, przejechałem się na trening Chicago Bulls do Berto Center, żeby na własne oczy zobaczyć i własną ręką dotknąć przedmiotu totalnej odrazy najlepszych koszykarzy świata. Z odległości jednego metra nie można zobaczyć różnicy, ale już po pierwszym koźle nie sposób nie odnieść wrażenia, że zamiast solidnej skórzanej piłki, niezmienianej przez NBA od 1970 roku, mam w ręku coś znacznie tańszego i - powiedzmy szczerze - prymitywniejszego. Piłka co prawda lepi się do ręki jak posmarowana klejem, ale - jak zauważył nie tylko snajper Bulls Ben Gordon - jest odwrotnością tej starej. "Tamta na początku wypadała z dłoni, ale im dłużej trwał mecz, tym skóra bardziej nasiąkała potem i miałem doskonałe 'czucie' piłki. Z tą jest odwrotnie. Na początku jest jak przykręcona do ręki śrubami, potem tak śliska, że nie można jej opanować. Tragedia!" Benowi wtórują supergwiazdy - Dwyane Wade ("Na początku sezonu spodziewam się wielu bardzo niecelnych rzutów"), Steve Nash ("Bardzo trudno mi się do tej piłki przyzwyczaić"), Shaquille O'Neal ("To najgorsza decyzja w historii NBA"). Wszyscy poza Paulem Pierce'm z Boston Celtics, który zachwala nowy produkt ("skórzana piłka jest zawsze inna w zależności od tego, gdzie gramy"). Praktycznie nie ma gracza, który o nowej piłce wypowiadałby się obojętnie. Pierce ma od lat indywidualny kontrakt ze "Spaldingiem", więc jego pochwały mogą niewiele znaczyć, ale szefowie firmy twierdzą, że wydali setki tysięcy dolarów i stracili trzy lata na udoskonalanie mikrostruktury piłki. Argumentują także, że w ostatnich latach przesłali do testowania piłki oparte na nowych technologiach (Cross Traxxion/Hydropholic Moisture Management System) każdemu z graczy National Basketball Association, więc zawodnicy mieli okazję już wcześniej zgłaszać im swoje uwagi. "Testowaliśmy materiał podczas Meczów Gwiazd i w innych ligach. Wiedzieliśmy, że będą różne reakcje, ale nie spodziewaliśmy się aż tak negatywnych" - tłumaczy Dan Tuhey, wiceprezydent ds. marketingu. "Piłka składa się tylko z dwóch paneli, zamiast poprzednich ośmiu, co oznacza, że jest mniej kanałów przecinających poprzedni model piłki. Każde odbicie jest podobne do poprzedniego, piłka nie potrzebuje 'przetarcia' jak te skórzane. Jest po prostu lepsza i jestem przekonany, że koszykarze szybko to docenią. Zawodnicy z lig uniwersyteckich od lat korzystają z piłek z mikrotworzyw i nikt nie ma pretensji do jakości piłki". Odrzucając spekulacje, że to wszystko zmowa NBA ze Spaldingiem, by zrobić fortunę na sprzedaży nowego sprzętu (dochód ze sprzedaży piłek nie przekracza 1 proc. rocznych zysków firmy), warto przypomnieć, że piłka, która gra się w NBA i tak długo opierała się większym zmianom. Kiedy w 1894 roku John Naismith wymyślił grę pod nazwą "basketball", zapomniał o wymyśleniu sprzętu do jej uprawiania (przez pierwsze trzy lata w koszykówkę grano piłką do "kopanej"); w ciągu 112 lat używano oficjalnie tylko czterech wersji piłki. Jak bardzo zmienił się w tym czasie sport, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Przynajmniej koszykarze będą mieli wymówkę. "W Europie każdego lata grałem inna piłką, więc dla mnie nowa czy stara to tylko kwestia przyzwyczajenia. Oczywiście, jak będę miał fatalny pierwszy miesiąc, to zwalę wszystko na te nowe piłki. To chyba zrozumiałe" - pół żartem, pół serio zakończył sprawę skrzydłowy Bulls Luol Deng. Przemysław Garczarczyk