Ekipie "Wojowników" nie udało się w czterech spotkaniach wyeliminować Mavericks i po trzech latach przerwy ponownie zameldować się w wielkim finale NBA. Po pierwszej wyrównanej kwarcie w drugiej gospodarze uzyskali 15-punktowe prowadzenie, które w połowie trzeciej - po celnym rzucie za trzy punkty Słoweńca Luki Dončicia - urosło ono do 25 punktów (81:56) i pojedynek był praktycznie rozstrzygnięty. Trener Warriors Steve Kerr pozwolił odpocząć większości podstawowych graczy. Dončić zakończył mecz z dorobkiem 30 punktów i 14 zbiórek. To jego 10. tzw. double-double w 14. występie w play off. Dorian Finney-Smith dodał 23 pkt dla "Mavs", Reggie Bullock uzyskał 18, wszystkie rzutami "za trzy". "Wszyscy w szatni czuliśmy przed meczem, że stać nas na więcej niż pokazaliśmy w poprzednich spotkaniach. Wyszli na boisko bardzo zmotywowani, może nawet zdesperowani. Chcieliśmy wygrać, nic więcej się nie liczyło. Wyszło całkiem fajnie, ale przed nami wciąż daleka droga" - skomentował Finney-Smith. NBA. Dallas Mavericks jeszcze nie przegrali Stephen Curry z 20 pkt był liderem pokonanych, a rezerwowy Jonathan Kuminga uzyskał 17. "Wygrało dziś ego rywali. Wyszli na parkiet bez obciążeń, nie mieli nic do stracenia. Taki rywal jest groźny, ale my do tego pozwoliliśmy mu się rozpędzić. Lawina ruszyła i nie było sposób, by ją zatrzymać. W kolejnym meczu nie możemy już podać 'Mavs' ręki" - ocenił Curry. Mimo dużych strat w końcówce trener Warriors Steve Kerr znowu posłał w bój swoich najlepszych graczy. "Chciałem sprawdzić, czy uda nam się dokonać cudu... Dallas było dziś świetne, zasłużyło na zwycięstwo. To jest przecież finał konferencji, takie rzeczy nie powinny nikogo dziwić. Musimy odpowiednio zareagować" - zaznaczył Kerr.