W finale tej konferencji zagrają bowiem "Tłoki", które już w sobotę zmierzą się w Indianapolis z tamtejszymi Pacers w pierwszym pojedynku o awans do wielkiego finału NBA. Bardzo zacięta, czasami wręcz dramatyczna seria skończyła się więc jednostronnym pojedynkiem. W tym pojedynku potwierdziły się powiedzenie szkoleniowca Pistons Larry'ego Browna - "Jeśli szybko tracisz dystans do rywala na wyjeździe, to jest pocałunek śmierci". Gospodarze w obecności kompletu widowni w The Palace of Auburn Hills prowadzili już do przerwy 43:21 (aż 12 pkt z 9 strat Nets) ale prawdziwy koncert gry dali w trzeciej kwarcie. Na 7 minut przed końcem tej części przewaga drużyny z Motown wzrosła już do 22 punktów (55:33) po rzucie za trzy Chaunceya Billupsa (22 pkt), który wraz z Richard Hamilton (21 "oczek") zdecydowanie wygrali rywalizację z Richaredm Jeffersonem (17 pkt) i Jasonem Kiddem. Ten ostatni - choć trudno w to uwierzyć nie zdobył nawet punktu (0/8 z gry) i był jego to pierwszy taki występ w playoffs. Wszystkie rzutu wyglądały dobrze, były oddane z wyczuciem, po prostu nie wpadły. To jest częścią gry - wyjaśnił Kidd. - Nie co szukać wytłumaczeń. Zespół z Detroit był lepszy. Ogromny wkład w zwycięstwo "Tłoków" miał oczywiście Ben Wallace. W meczu numer 7 do swojej świetnej defensywy, dołożył także skuteczne zagrania w ataku (18 pkt, 8/10 z gry). Był wszędzie, zbierał, rzucał z półdystansu, dobijał i wciąż odbierał rywalom ochotę do gry. Nets, którzy po klęsce w III kwarcie (19:30) byli jakby bez wiary, przebudzili się jeszcze tylko raz. Na początku ostatniej ćwiartki dwa rzuty za trzy z rzędu Rodneya Rogersa spowodowały, że zespół z New Jersey przegrywał "tylko" 58:73. Miejscowi szybko jednak przełamali kryzys, trafiając dwukrotnie za trzy za sprawą Billupsa i Hamiltona. - Wszyscy byliśmy razem i walczyliśmy - powiedział Hamilton. - Jest wiele rzeczy, które chcielibyśmy osiągnąć i wciąż jesteśmy krok od tego. Pistons zdetronizowali więc Nets, awansując do finału Konferencji Wschodniej po raz drugi z rzędu. Przed okiem ulegli w nim właśnie drużynie z New Jersey 0-4. - Wróciliśmy tam gdzie byliśmy przed rokiem. Potrzebujemy zrobić następny krok - stwierdził Ben Wallace. Nets, którzy w ostatnich dwóch latach byli mistrzami Wschodu, rozegrali dopiero swój pierwszy mecz numer 7 w historii. Dla Pistons nie była to natomiast nowość i stali się oni 73. (z 88) zespołem który wygrał decydujący mecz na własnym parkiecie. Podopieczni Larry'ego Browna dokonali jednak innej sztuki. Są dopiero 20. ekipą (ze 116), która awansowała do dalszych gier pomimo bilansu 2-3 po pięciu meczach serii. Jeden z fanów Pistons wywiesił w hali transparent z karykaturą słynnego aktora i fana Lakers Jacka Nicholsona i napisem "Do zobaczenia w czerwcu". To było zaproszenie na finały... Zobacz stan rywalizacji oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2004