Suns po raz drugi w przeciągu kilku dni wygrały z Warriors. Gospodarzy do zwycięstwa prowadził jak zwykle Steve Nash. Trzy dni temu skończył 37 lat, a dalej gra z taką energią w ataku, jakby miał z 10 mniej. W trzy kwarty zaliczył 18 punktów i 11 asyst, a potem mógł przesiedzieć całą czwartą i oglądać kolegów z drużyny. Gracze z Arizony w końcu mają równy bilans 25-25. Główną broń niszczenia stanowiły rzuty za trzy, gospodarze trafili w ten sposób aż 12 razy w całym spotkaniu. Brylował w tym Channing Frye, który 12 ze swoich 17 punktów zdobył w ten sposób. "Słońca" pierwszą kwartę zakończyły 10-punktową przewagą. Tak naprawdę decydująca była końcówka drugiej i początek trzeciej kwarty. Wtedy to gospodarze zrobili serię 20:0 doprowadzając do wyniku 71:44. W tym momencie było już po meczu. Obaj trenerzy wpuścili na boisko graczy rezerwowych, którzy dograli to spotkanie do końca. Marcin Gortat zagrał w tym spotkaniu 28 minut. O ile w walce o zbiórki spisał się dobrze - miał ich dziewięć - to w grze w ataku czegoś mu brakowało. Udało mu się zakończyć dwie akcje po pick&rollach, do tego dołożył szczęśliwe dwa punkty, gdy piłkę wypadając z kosza zbyt wcześnie zebrał jeden z graczy Warriors. Kilkukrotnie jednak nie łapał piłek albo je tracił. W czwartek dostał znowu szansę, żeby zagrać tyłem do kosza, ale robił to bardzo schematycznie i nic z tego nie wychodziło. Inną sprawą jest to, że przeciwnicy przygotowują się już na granie Marcina z Nashem. Zupełnie inaczej bronią ich dwójkowe zagrania i sytuacje, w których Gortat dostaje piłkę sam na sam z koszem już się nie pojawiają. Kolejne spotkanie Suns zagrają w piątek z Utah Jazz, które przystąpi do meczu z nowym trenerem Tyronem Corbinem. Gortat może mieć o tyle łatwiej, że w drużynie Jazz są klasyczni wysocy podkoszowi, a w walce z nimi Gortatowi idzie o wiele lepiej niż w meczach z fałszywymi centrami, takimi jak chociażby w barwach Warriors. Zobacz skrót tego meczu: Ray Allen z rekordem i porażką W meczu dwóch potęg Boston Celtics przegrali z Los Angeles Lakers 86:92. Jeden z graczy gospodarzy zapisał się jednak na kartach NBA. Ray Allen nie potrzebował wiele czasu, żeby zostać najlepszym strzelcem za trzy w historii. Trafił dwie "trójki" już w pierwszej kwarcie i mógł cieszyć się z rekordu, który obecnie wynosi 2562 celne rzuty zza łuku. Otrzymał za to owację na stojąco od kibiców "Poczułem się lekko zawstydzony tym, że przykuło to aż taką uwagę. Było to wręcz przytłaczające, ale także wspaniałe. Zapamiętam to do końca życia" - powiedział obrońca "Celtów", który natychmiast otrzymał gratulacje od poprzedniego rekordzisty Reggiego Millera (2560 celnych "trójek") będącego w TD Garden w ekipie telewizyjnej. W całej pierwszej kwarcie Allen zdobył 12 punktów, Rajon Rondo dołożył siedem i Celtics prowadzili 27:20. Początek drugiej kwarty to popis Bostonu. Bardzo dobra obrona i wyprowadzane z niej ataki to coś z czego oni słyną. Po wsadzie R. Allena gospodarze prowadzili już 45:30. Wtedy Lakers zagrali parę razy pod kosz. Andrew Bynum zdobył cztery punkty, Pau Gasol też dołożył swoje, Derek Fisher trafił i do przerwy zrobiło się osiem punktów różnicy. Początek trzeciej kwarty to całkowity zwrot sytuacji. Pozytywnie nastawieni Lakersi rozpoczęli od zdobycia 10 punktów, a w tym czasie ani jednego nie stracili. Grali regularnie pod kosz, do Gasola, świetną zmianę dał Lamar Odom, który dorzucał regularnie punkty w drugiej połowie. Pod koniec trzeciej kwarty LO zderzył się jednak z Gasolem i musiał zejść z boiska. Po meczu założono mu osiem szwów na czole. Odom powrócił w czwartej kwarcie i z początku to on utrzymywał Lakers w grze. Pokazał dlaczego jest kandydatem do miana najlepszego rezerwowego ligi. Ograł parę razy Kevina Garnetta, świetnie zastawiał na tablicy i skończył mecz z 10 punktami, 12 zbiórkami i 3 blokami. Jednak głównym bohaterem był oczywiście Kobe Bryant. Pierwszą połowę zakończył z dorobkiem trzech punktów, oddając tylko trzy rzuty z gry. Druga połowa to jego 20 punktów przy skuteczności 8 z 14 rzutów. Bryant tym razem nie forsował gry pod siebie. W pewnym momencie czwartej kwarty Celtics doszli gości na trzy punkty i wtedy w trzech kolejnych akcjach Bryant oddawał celne rzuty, czym zbudował 9-punktową przewagę, której gospodarze nie byli już w stanie zniwelować. Gracze z LA zatrzymali w drugiej połowie Boston na 30-procentowej skuteczności z gry. Wygrali jakże kluczową walkę na tablicach między tymi drużynami (47-36). Szczerze powiedziawszy już nie pamiętam kiedy ostatnio drużyna, która przegrała zbiórki w tej rywalizacji, wygrałaby mecz. Jeśli chodzi o wyniki indywidualne to wśród Lakers Gasol zakończył mecz z 20 punktami i 10 zbiorkami, Bynum dołożył 16 punktów i 9 zbiórek. Wśród Celtics Allen zakończył mecz z 20 punktami, Rondo z 12 i rozdał 10 asyst, Paul Pierce rzucił 15, a Garnett 10 i 11 zbiórek. Co dalej? Gdy Bryant wychodził z szatni jeden z ochroniarzy powiedział mu, że zobaczą się znowu w czerwcu. Czy do tego dojdzie? Czemu nie... Zobacz skrót tego meczu: W Denver udana akcja Arrona Afflalo przeprowadzona niemal równo z końcową syreną dała zwycięstwo miejscowym Nuggets nad Dallas Mavericks 121:120. Końcówka była dramatyczna. Jeszcze na 2.51 przed końcem goście prowadzili dziewięcioma punktami. Popisowo zagrał Carmelo Anthony - zdobywca 42 pkt dla gospodarzy. Afflalo dodał 24. Jason Terry uzyskał 25 pkt dla Mavericks. Piotr Zarychta Czwartkowe wyniki: Boston Celtics - Los Angeles Lakers 86:92 Phoenix Suns - Golden State Warriors 112:88 Denver Nuggets - Dallas Mavericks 121:120