Chociaż od tej słynnej już przemowy Kevina Duranta minęło 7 lat, odtwarzając ją wciąż czuć te same ogromne emocje. Co prawda we wcześniejszej części przemówienia Durant wspomina też o innych członkach rodziny i kolegach, to przed złożeniem podziękowań mamie potrzebuje chwili, by zebrać się w sobie. Łamie mu się głos, a łzy napływają do jego oczu. Wyraz twarzy Wandy mówi z kolei wszystko. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że los właśnie wynagradza jej lata determinacji, wiary, a przede wszystkim kolosalnej pracy i mnóstwa wyrzeczeń. Koszykarz uchylił wtedy tylko część ich długiej drogi, ale to wystarczyło, by trafić do serc milionów kibiców. Historia Kevina Duranta. Jeśli jest nadzieja, to jest szansa Historia Durantów to przede wszystkim opowieść o wytrwałości. O tym, jak dużo są w stanie unieść barki matki, chcącej dbać za wszelką cenę o dobro swoich dzieci. Obecnie "Mama Durant", bo tak pieszczotliwie mówi się o niej w środowisku NBA, to osoba w pełni publiczna, aktywnie korzystająca z social mediów i występująca przed kamerą. Jednocześnie dba o to, by jej prywatność nie wychodziła poza zaufany krąg. Woli skupiać się na pracy dla ludzi. "Jeśli jest nadzieja, to jest też szansa" - tak brzmi regularnie powtarzane przez nią motto. Wanda Durant urodziła się w 1967 roku w Maryland. Jako nastolatka poznała Wayne'a Pratta, dwa lata starszego mężczyznę, z którym bardzo szybko się związała. Para wzięła ślub w 1986 roku, a jeszcze przed ceremonią na świat przyszedł ich pierwszy syn, Anthony. Dwa lata po ślubie urodził się z kolei Kevin, ale na tamtym etapie ojcostwo przerosło pana Pratta. Po trzech latach małżeństwa porzucił on rodzinę, zostawiając Wandę samą z dwójką małych dzieci. Samą przeciwko całemu światu. Po latach zrozumiał swój błąd i odnowił rodzinne więzy (Durant w przemówieniu wspomina też zresztą w kilku słowach o nim), ale nawet jego największe zadośćuczynienie czasu już nie mogło cofnąć. "Mama Durant" stanęła do walki z życiowymi trudnościami z wysoko podniesioną gardą i wiarą, że nieważne ile kłód będzie lądowało pod jej nogami, to zawsze sobie z nimi poradzi. Przez jakiś czas pracowała na dwa etaty, jednym z nich była nocna zmiana w lokalnym oddziale pocztowym. W tym czasie Kevin zostawał z babcią. Kiedy zaczynał dorastać i rozumieć sytuację, postanowił zapytać mamę wprost. "Jak długo będziesz musiała tak jeszcze pracować?" - głowił się. "W tamtym momencie mógł mieć około 10 lub 11 lat. Dla niego też było to trudne, bo on i jego brat także musieli akceptować pewne poświęcenia. Trudno było nie być w domu na noc, kiedy Kevin przebywał u mojej mamy czy ciotki. Powiedziałam: - Kochanie, nie mogę zrezygnować". Wkrótce jednak okazało się, że mogłam przejść na dzienną zmianę" - wspominała w rozmowie z ESPN. Wanda Durant: Trzymać synów z daleka od ulicy W tamtym momencie nikt oczywiście nie mógł przewidzieć, że w domu Durantów właśnie rośnie przyszła gwiazda i mistrz NBA. Jego brat Anthony złapał koszykarskiego bakcyla, miał nawet szkolne stypendium jako zawodnik i zaraził pasją do sportu młodszego brata. Oprócz pracy zarobkowej Wanda stała się więc też menedżerem, trenerem i motywatorem w jednym. "Budziłaś mnie w środku nocy latem, kazałaś mi biegać pod górę, robić pompki, krzyczałaś na mnie z trybun w czasie moich meczów, gdy miałem 8 czy 9 lat" - wspominał w przemówieniu Durant. Matka chciała, by synowie pokonywali swoje limity. Ktoś mógłby powiedzieć, że było to chorobliwe spełnianie ambicji, to jednak nieprawda. Chodziło o coś zupełnie innego. USA pełne jest historii młodych chłopaków z rozbitych rodzin, którzy z braku perspektyw szukają różnych dróg, a najczęściej docenienia, wsparcia i akceptacji. To mogą dostać na ulicy. Często niestety jednak te historie kończą się tragicznie. Wanda robiła wszystko, by uniknąć takiego losu dla swoich synów. Anthony w czasie nauki porzucił koszykówkę i skupił się na innych dziedzinach życia. Kevin także miał moment zwątpienia, o czym zresztą powiedział wprost matce. Chciał rzucić koszykówkę, potrzebował jednak do tego jej pozwolenia. Ta także odpowiedziała mu konkretnie. Stwierdziła, że jeśli rzeczywiście tak czuje, to może zostawić koszykówkę, ale w zamian musi znaleźć sobie inne zajęcie poza szkołą. Padło na pianino. Ostatecznie miłość do koszykówki wróciła. Największa fanka własnego syna Wanda Durant pozostała największym kibicem swojego syna, przez co stała się postacią bardzo rozpoznawalną w świecie NBA. Kiedy Stephen A. Smith, znany ekspert telewizyjny w USA, krytykował Duranta za przejście z Oklahomy City Thunder do Golden State Warriors, nazywając je "najsłabszym transferem w historii" to momentalnie odpowiedziała mu szpilką, czy jego przejście do ESPN także by tak nazwał. Ostatecznie reporter przeprosił. Bardzo urocza była też scenka jeszcze z czasu gry Duranta dla Brooklyn Nets. W pewnym momencie starł się on z PJ Tuckerem z Milwaukee Bucks, prywatnie przyjacielem rodziny. "Hej, to nie jest futbol" - krzyknęła z trybun Wanda, sugerując, że Tucker zdecydowanie za mocno potraktował jej syna. "Kocham cię" - rzucił w odpowiedzi Tucker. "Ja ciebie też" - odpowiedziała momentalnie "Mama Durant". Pomóc swoim doświadczeniem innym Obecnie Wanda Durant prowadzi rodzinną fundację i skupia się na pracy, nazwijmy to ogólnie, filantropki. Fundacja Durantów w 2022 roku przekazała pół miliona dolarów odremontowanie boisk do koszykówki uczelni w rodzinnych stronach. Oprócz działalności charytatywnej spełnia się też jako szefowa firmy HBDA (Hope, Dream, Believe and Achieve, "Nadzieja, Marzenie, Wiara, Osiągnięcie" - przyp.red.), gdzie zajmuje się mowami motywacyjnymi. Wspiera także mniejsze organizacje, zrzeszające samotne matki, matki koszykarzy. Jak sama przyznaje w wywiadach, chce, by jej doświadczenie pomogło innym zmagającym się z problemami. W 2016 roku pojawił się film inspirowany jej historią: "The Real MVP: The Wanda Durant Story". To też pozwoliło jej nabrać perspektywy do przeszłości. "Po przyjrzeniu się mojemu życiu zdałam sobie sprawę, że posiadanie nadziei i niepoddawanie się dało moim synom możliwość spełnienia marzeń i przekazywania tego nastawienia dalej" - komentowała. Wiele innych "Mam Durant" jest rozsianych po całym świecie. Może ich dzieci nie są światowymi gwiazdami, ale to nie znaczy, że poświęcenie było jakkolwiek mniejsze. Pamiętajmy o nich nie tylko w Dzień Matki.