Center gospodarzy, oprócz największej ilości "oczek" rzuconych w tym sezonie, zanotował jeszcze 12 zbiórek i pięć bloków. O'Neal musiał wziąć na siebie ciężar gry, ponieważ pod koniec drugiej kwarty kostkę skręcił drugi z liderów "Żaru" Dwyane Wade. Obrońca ekipy z Miami opuścił parkiet, na który już nie wrócił. - Flash (taki przydomek ma Wade - przyp. red.) schodząc powiedział mi, że chce, abym zdobył 40 albo 50 punktów. Stwierdziłem, żeby się nie martwił, że zatroszczę się o to - mówił po meczu O'Neal. - Nie przyszedłem do Heat po to, aby za każdym razem zdobywać najwięcej punktów w drużynie. Tej filozofii nauczyłem się od Phila Jacksona. Ale w poniedziałek mieliśmy jednego gracza mniej i trzeba było go zastąpić - dodał Shaq. O'Neal został pierwszym koszykarzem ekipy z Miami od lutego 2000 roku, który zdobył 40 albo "oczek". Wtedy 43 punkty rzucił Alonzo Mourning. - On był dzisiaj wspaniały - powiedział o Shaqu, coach Heat Stan Van Gundy. - Koledzy podawali mu piłkę, a on dostarczał ją do kosza - dodał. - On był ich pierwszą, drugą i trzecią opcją w ataku - mówił o O'Nealu Larry Hughes, obrońca Wizards. - Nie ma planu, jak zatrzymać Shaqa. Ktokolwiek twierdzi inaczej, jest wariatem. Jeśli on ma trochę miejsca w "trumnie", to od razu popisuje się wsadem - stwierdził Kwame Brown, skrzydłowy ekipy z Waszyngtonu. Najlepsza drużyna NBA w tym momencie (bilans 18-3) Phoenix Suns pokonała na własnym parkiecie Orlando Magic 121:100. To najlepszy start drużyny z Arizony w lidze w jej historii. W poniedziałkowym meczu w "Słońcach" wyróżnili się Quentin Richardson, który zdobył 26 punktów i Amare Stoudemire (21 "oczek"). - Dobrze gramy zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Część drużyn dobrze czuję się w szybkim ataku, ale potem nie umieją wrócić do obrony. My to potrafimy - powiedział Stoudemire. Jedyny Polak w NBA Maciej Lampe nie zagrał ani minuty w barwach ekipy z Phoenix. LeBron James napoczął zdobywając 27 ze swoich 31 punktów w pierwszych trzech kwartach, a Jeff McInnis dokończył rzucając osiem z 18 "oczek" w czwartej i Cleveland Cavaliers pokonali na wyjeździe Memphis Grizzlies 92:86. Dallas Mavericks wygrali 13. raz z rzędu z Chicago Bulls. W poniedziałek ekipa z Teksasu okazała się jednak lepsza tylko o jeden punkt (94:93). Zwycięskiego kosza zdobył na 3,2 s przed końcową syreną Michael Finley. - Zawsze jest przyjemnie tutaj wygrywać - powiedział po meczu Finley, który urodził się w Chicago. Na 12 sekund przed końcem Bulls prowadzili 93:91. Wtedy sfaulowany został Dirk Nowitzki, ale Niemiec wykorzystał tylko pierwszego osobistego. Przy drugim spudłował, a w walce o odbitą od obręczy piłkę ostatni dotknął jej Josh Howard, koszykarz Mavericks. Sędziowie uznali jednak, że był on faulowany i przyznali piłkę Mavs. - Bob Delaney (jeden z arbitrów tego spotkania) po prostu oddał im piłkę - mówił po meczu rozżalony Scott Skiles, coach "Byków". Po rozpoczęciu trafiła ona do Finleya, który wykorzystał swoją szansę. Koszykarze z Chicago mieli jeszcze okazję, by zmienić wynik meczu, ale rzut Kirka Hinricha, równo z syreną, był niecelny. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=13.12">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 13 grudnia</a>