W dotychczasowych meczach niedawno rozpoczętego sezonu zarówno Clippers, jak i Spurs, mieli na swoim koncie po jednej wygranej, ale nie oznaczało to wcale, że ich bezpośrednim starciu kibice mogli obejrzeć zacięte spotkanie. Po pierwszej kwarcie różnica nie była jeszcze aż tak duża, bo gracze z Los Angeles prowadzili 23:17, jednak już w drugiej części gry miejscowi zaczęli odjeżdżać drużynie Jeremy'ego Sochana. Do przerwy było 56:37 i nic nie wskazywało na to, że San Antonio mieliby wrócić do meczu. W drugiej połowie faktycznie nic takiego się nie wydarzyło i przewaga Clippers tylko rosła. Mecz zakończył się więc wynikiem 123:83 (23:17, 33:20, 37:23, 30:23) - gracze z Los Angeles byli lepsi w każdej kwarcie. Różnica była widoczna także w niemal każdej statystyce. Clippers mieli 51,6% celnych rzutów z gry przy zaledwie 37,5% u Spurs, zaliczyli też 48 zbiórek przy 37 u rywali. San Antonio byli "lepsi" jedynie pod względem start (25:16), ale to oczywiście powodem do chwały nie jest. 22 minuty nie przyniosły punktów Jeremy Sochan grał w wyjściowej piątce, ale tak jak mecz nie był udany dla drużyny, tak też nie był dobry dla Polaka. Nasz jedynak w NBA nie trafił ani jednego rzutu i zakończył mecz z zerowym dorobkiem. Na jego koncie znalazły się za to cztery zbiórki i trzy asysty. Sochan zagrał 22 minuty. Jest komunikat ws. pobicia koszykarki. Kuriozalne tłumaczenia W sytuacji, gdy nie błysnęła drużyna, niczego wielkiego nie pokazał także Victor Wembanyama. Młody Francuz zdobył tym razem 11 punktów, miał też 5 zbiórek i 2 asysty. W nocy z wtorku na środę polskiego czasu Spurs czeka kolejny trudny wyjazd - tym razem zagrają przeciwko Phoenix Suns.