Po rozgrywanym w bańce Orlando sezonie zasadniczym i play offs NBA, który miał słabą oglądalności telewizyjną, spadek sięgający nawet 22 procent w porównaniu do minionego sezonu, pierwszy mecz finałów NBA okazał się katastrofą. To nie jest przesada - oglądalność meczu Los Angeles Lakers kontra Miami Heat wynosiła zaledwie 7,4 mln widzów, choć mecz był pokazywany w najlepszym czasie antenowym, na ogólnodostępnej, jednej z trzech największych stacji telewizyjnych - ABC. Trudno nawet ustalić, czy nie było to najgorzej oglądane rozpoczęcie finałów najlepszej koszykarskiej ligi w historii rozgrywek, bowiem takie statystki prowadzone są dopiero od 1988 roku. Te 7,4 mln to na pewno najmniejsze zainteresowanie w ciągu ostatnich 32 lat, bo do tej pory niechlubnym rekordzistą był finał New Jersey Nets - San Antonio Spurs z 2003 roku, który miał i tak 700 000 więcej widzów niż środowa wygrana Lakers. Jest to także o ponad milion widzów mniej niż najgorzej oglądany pierwszy mecz finałów, bo ten rekord (9,2 mln) należał do tej pory do serii Cleveland Cavaliers kontra San Antonio Spurs w 2007 roku. W porównaniu do dwóch ostatnich finałów, spadki procentowe są dramatyczne: wygrana Lakers z Miami Heat przyniosła telewizyjną widownię mniejszą o 45 procent od tej, która włączyła telewizor by oglądać finał Golden State Warriors - Toronto Raptors (13,4 mln) w 2019 roku oraz aż 58 procent (!) niższą niż finał z 2018 roku, gdzie Cavaliers spotkali się z Warriors (17,7 mln). Oglądalność pierwszego meczu finałów była w tym roku blisko zwykłej oglądalności meczów Konferencji i jest częścią niepokojącego analityków trendu w amerykańskim sporcie. Przeniesienie rozgrywek z początku wiosny na koniec lata odbiło się także na innych dyscyplinach: finały National Hockey League, gdzie Tampa bay Lightning wygrali z Dallas Stars była najgorzej oglądane od 2003 roku i przez 61 procent mniej fanów niż rok temu, Kentucky Derby, legendarny wyścig konny miał oglądalność gorszą o 43 procent, a decydująca runda golfowego US Open też była rekordowo niska - spadek o 56 procent.Aż tak fatalna oglądalność była zaskoczeniem nawet dla sceptyków, bo w minioną środę finały NBA nie miały konkurencji ze strony NFL czy innych wielkich wydarzeń sportowych. Jedyne, ale też krótkotrwałe pocieszenie - po latach posuchy w rozgrywkach play offs, fani Lakers wrócili przed telewizory chcą oglądać zwycięstwa LeBrona Jamesa i Anthony Davisa... ale też tylko w pierwszych sześciu meczach play offs. Każdy następny miał widownię telewizyjną mniejszą o przynajmniej 30 procent. Czy wielka widownia, od której zależne są miliardowe kontrakty zawodników wróci przed telewizory? Niestety, sceptyków uważających, że będzie o to bardzo trudno jest coraz więcej.Przemek Garczarczyk