Zespół z San Antonio przegrał na własnym parkiecie z Lakers 73:74, a punkty dla drużyny z LA zdobył równo z końcową syreną Derek Fisher. Na 0,4 s przed końcem regulaminowego czasu gry, przy stanie 73:72 dla Spurs, Fisher otrzymał podanie, wyskoczył, obracając się w powietrzu i oddał rzut. Piłka wpadła do kosza, wywołując euforię graczy Lakers i niedowierzanie widowni oraz koszykarzy ekipy z San Antonio. Apelacja została odrzucona w piątek przez komisarza ligi Davida Sterna. Według NBA, taśma wideo z zapisem meczu pokazuje, iż zegar czasu gry "wystartował właściwie". Władze liga potwierdziły także decyzję arbitrów, którzy uznali iż piłka opuściła ręce Fishera przed upływem czasu gry. W NBA czas gry zostaje uruchomiony przez jednego z arbitrów za pomocą elektronicznego urządzenia przytwierdzonego do pasa. W zastępstwie czyni to także sędzia przy stoliku. Wcześniej, rzecznik prasowy Spurs wyjaśnił, iż powodem protestu jest fakt iż - zdaniem klubu z Teksasu - zegar czasu gry został włączony zbyt późno, co umożliwiło Fisherowi "zmieszczenie się w czasie". Zgodnie z przepisami, obsada sędziowska tego meczu - Ron Garretson, Danny Crawford i Joe Forte - oglądała powtórkę akcji wielokrotnie, zanim zdecydowała zaliczyć punkty. Lakers prowadzą w serii 3-2, a mecz numer 6 odbędzie się w sobotę (w niedzielę wczesnym rankiem naszego czasu) w Staples Center w LA. Transmisję z tego pojedynku przeprowadzi Canal + Sport. Do tej pory w historii rozgrywek aż 96 z 115 serii playoffs, w których po czterech meczach był remis, były wygrane przez drużynę lepszą w spotkaniu numer 5. - To było przeznaczenie - chyba najlepiej skomentował czwartkowe wydarzenia w SBC Center szkoleniowiec "Jeziorowców" Phil Jackson.