Obrońcy tytułu przegrywają w serii "best-of-seven" już tylko 1-2, a następne spotkanie odbędzie się w najbliższy czwartek, również w The Palace of Auburn Hills na przedmieściach Motown. - Myślę, że zrozumieliśmy jak mamy grać - stwierdził szkoleniowiec Pistons Larry Brown. - Wcześniej chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy, że rywalizujemy ze wspaniałym zespołem, który jest niesamowicie dobrze prowadzony. "Tłoki" nareszcie przypominały drużynę, którą znamy z ubiegłorocznej rywalizacji z Lakers. Grali z niesamowitą energią i wiarą we własne umiejętności. Ben Wallace i Rip Hamilton nadawali ton grze, a pozostali gracze gospodarzy dostosowali się do tego poziomu. - Wyszliśmy na parkiet i zrobiliśmy co do nas należało - przyznał Hamilton, który był najlepszym strzelcem spotkania (24 pkt, 11/23 z gry). - Dobrze broniliśmy, pomagaliśmy sobie nawzajem i wygraliśmy. Ben Wallace zdobył 15 punktów, imponując także na tablicach (11 zbiórek i 5 bloków). To właśnie jego udane zagrania jeszcze bardziej podbudowały "Tłoki", które wysoko przegrały mecze numer 1 i 2 w SBC Center. Tym razem sytuacja się odwróciła i Spurs stracili ponad 90 punktów po raz pierwszy w historii trzynastu ich występów w meczach NBA Finals. Tony Parker zdobył 21 punktów, a Tim Duncan dodał 14 "oczek" i zaliczył 10 zbiórek dla pokonanych. Zespół z San Antonio przegrał rywalizację na tablicach (38-44), miał słabszą skuteczność z gry, popełnił więcej strat (18-11) i zapisał na swoim koncie mniej asyst (16-22). - Jesteśmy rozczarowani - wyjaśnił Parker, który trafił 8 z 16 rzutów z gry. - Ostatnia kwarta zabiła nas (Spurs przegrali ją 14:26 - przyp. red.) . Musimy ograniczyć nasze straty i wsady rywali. Nie możemy oddawać im tylu łatwych punktów spod kosza i z kontrataków. Do zwycięstwa Pistons przyczyniła się także ostra obrona i fizyczna presja wywierana na rywalach. Manu Ginobili, który w pierwszych dwóch meczach miał średnią 26,5 pkt, tym razem zdobył tylko 7 "oczek". Był to po trosze skutek kolizji z Tayshaunem Prince'em. Argentyńczyk musiał opuścić parkiet już po 30 sekundach gry i mimo szybkiego powrotu do gry zupełnie się nie liczył, trafiając 2 z 6 rzutów z gry i popełniając 6 strat. - Nie mam wytłumaczenia - przyznał Ginobili. - Nie grałem dobrze. Nie trafiałem i traciłem piłkę. Do przerwy prowadzili jeszcze Spurs (42:41), ale końcówka III i początek IV kwarty należał do gospodarzy, którzy w ostatnich 73 sekundach III kwarty mieli aż cztery przechwyty. Chauncey Billups zdobył 20 punktów i zaliczył 7 asyst dla Pistons, a Antonio McDyess i Prince dodali po 12 "oczek". Następne dwa mecze odbędą się także w The Palace of Auburn Hills. <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2005p">Zobacz WYNIKI oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2005</a>