Zespół z Detroit wygrał jednak w East Rutherford z Nets 81:75 i o wszystkim zdecyduje mecz numer 7. W pojedynku o wszystko spotkają się także Wolves i Kings. Podopieczni Larry Browna do serca wzięli więc sobie hasło promujące walkę o tytuł NBA: "Win or go home". - Wiedzieliśmy jaki charakter będzie miał ten mecz, w jakim będzie się toczył atmosferze - powiedział Chauncey Billups.- Wiedzieliśmy, że albo wygramy, albo to będzie koniec. Rozgrywający "Tłoków" był jednym z bohaterów epickiego meczu numer 6, trafiając niemal z połowy boiska równo z końcową syreną. Ten rzut jednak nie na wiele zdał się drużynie z Motown. W niedzielę bohaterem był Richard Hamilton. Przy stanie 75:73 dla gości popularny "Rip" otrzymał piłkę, zwiódł tzw. "pompką" Jasona Kidda i trafił z półdystansu. - Chciałem wyczekać na dobry moment i dostać się na właściwą pozycję - stwierdził Hamilton, który zdobył 24 punkty, trafiając 11 z 24 rzutów z gry. - Wiedziałem, że mogę oddać celny rzut nad jego rękoma. Kenyon Martin znów zmniejszył straty Nets do dwóch punktów (9,6 s przed syreną), ale Billups w odpowiedzi trafił dwa wolne. Wynik ustalił, też z linii rzutów wolnych, Lindsey Hunter. Cichym bohaterem Pistons był Ben Wallace, który zebrał aż 20 piłek z tablic. Znaczenie miał też niezły (14 pkt) dorobek punktowy Rasheeda Wallace'a oraz "zwycięstwo" ławki gości nad rezerwami Nets (20:8). Richard Jefferson zdobył 23 "oczka", a Martin dodał 19 dla ekipy z New Jersey, która przegrała po raz pierwszy w tegorocznych playoffs na własnym parkiecie. - Pozwoliliśmy uciec szansie, ale to nie jest koniec serii - stwierdził Kidd, zdobywca 11 punktów, ale także autor kilku fatalnych zagrań w ostatnich trzech minutach niedzielnego pojedynku. Mecz numer 7 zaplanowano na czwartkowy wieczór w "The Palace of Auburn Hills" na przedmieściach Detroit. To będzie pierwszy pojedynek numer 7 w historii występów Nets w playoffs. W środę w Minneapolis rozstrzygnie się natomiast rywalizacja pomiędzy Wolves i Kings. Ekipa z Sacramento doprowadziła do decydującego starcia, rozbijając u siebie "Leśne Wilki" 104:87. Na triumfatora czekają już Lakers. Świetne spotkanie rozegrał w barwach gospodarzy Mike Bibby, zdobywając 16 punktów oraz zapisując na swoim koncie 10 asyst, 5 zbiórek oraz 3 przechwyty. - Teraz jest chwila, o której marzyliśmy: mecz nr 7 - wyjaśnił Chris Webber, który zdobył 14 punktów. - Jesteśmy gotowi. "Królowie" muszą jednak pamiętać o historii - nie wygrali siódmego meczu od 1981 roku, kiedy ich domem było jeszcze Kansas City. Wówczas to pokonali Phoenix Suns. Do wygranej podopiecznych Ricka Adelmanna przyczynił się także Peja Stojakovic, który odzyskał skuteczność (22 pkt, 8/19 z gry) i trafił desperacką "trójkę" równo z syreną kończącą II kwarty. Latrell Sprewell uzyskał 27 punktów, a Kevin Garnett dodał 19 "oczek" dla Wolves, którzy walczą o pierwszy w swojej historii awans do finału Konferencji Zachodniej. Sam Cassell rzucił 16 punktów, ale musiał zejść z parkietu za 6 przewinień na 2,5 minuty przed końcem. Chwilę później koledzy z drużyny musieli powstrzymywać go przed "bliskim kontaktem" z arbitrem. To się udało, ale nie uchroniło Cassella przed faulem technicznym. Zobacz stan rywalizacji oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2004