Oprócz goryczy porażki fani zespołu z Florydy musieli także przełknąć kontuzję Shaquille'a O'Neala. Popularny "Shaq" w czwartej kwarcie boleśnie skręcił prawą kostkę i prawdopodobnie nie zagra w kilku najbliższych spotkaniach. Gości z Indianapolis do zwycięstwa poprowadził Jermaine O'Neal (dla wyjaśnienia oczywiście nie spokrewniony z gwiazdorem Heat), który zakończył mecz z dorobkiem 27 punktów oraz 9 zbiórek. Pacers niespodziewanie przez trzy kwarty kontrolowali przebieg spotkania i przed rozpoczęciem ostatniej partii prowadzili różnicą 11 punktów. Podopieczni Stana Van Gundy'ego jeszcze przed urazem Shaquille'a O'Neala (spadł na stopę Rona Artesta) zdołali odrobić większość strat (Heat przegrywali wtedy 88:91), a na pięć minut przed końcem doprowadzili nawet do remisu 93:93. "Run" 8-2 pozwolił jednak Pacers złapać niezbędny oddech na decydujące momenty spotkania. 70 sekund przed końcem Heat ponownie prawie dogonili rywali (102:103), ale 19 sekund później Jermaine O'Neal trafił dwa razy z wolnych. Dodatkowo na 29 sekund przed ostatnią syreną Antoine Walker stracił piłkę, co w efekcie rozstrzygnęło losy konfrontacji. Była to 13 wygrana Pacers w ostatnich 14 meczach z Heat, rozgrywanych w sezonie regularnym. W drugim meczu czwartkowego wieczoru Los Angeles Lakers ulegli przed własną publicznością Phoenix Suns 112:122. "Jeziorowcom" nie pomogły nawet 39 "oczek", które sam uzbierał Kobe Bryant. O sukcesie "Słońc" przesądziła wyrównana postawa całego zespołu. Aż siedmiu graczy drużyny z Arizony zdobyło co najmniej 10 punktów, a najlepiej na parkiecie Staples Center radzili sobie Shawn Marion (30 "oczek" i 11 zbiórek) oraz Steve Nash. Fenomenalny Kanadyjczyk rzucił co prawda "tylko" 12 punktów, ale zaliczył aż 17 asyst. Zobacz WYNIKI oraz czołowych STRZELCÓW w meczach z 3 listopada