Minnesota Timberwolves to ekipa pnąca się powoli, ale systematycznie w górę tabeli Konferencji Zachodniej - "Leśne Wilki" balansują na granicy bezpośredniego awansu do play-offów (z pominięciem rundy play-in) i ostatnio dołożyły kolejną cegiełkę do swojego planu na ten sezon. Zespół prowadzony przez Christa Fincha wygrał drugi mecz z rzędu, pokonując San Antonio Spurs 149-139 i nie ulega wątpliwości, że ten sukces nie byłby możliwy bez Karla-Anthony'ego Townsa, który zdominował parkiet. Karl-Anthony Towns bije rekord - swój, Minnesota Timberwolves i NBA Towns zdobył w meczu aż 60 punktów i jest to wyczyn absolutnie niesamowity z kilku powodów. Po pierwsze reprezentant Dominikany pobił rekord tego sezonu w liczbie "oczek" zdobytych przez jednego gracza - poprzednio po 56 pkt na swoim koncie mieli LeBron James oraz Trae Young. 56 pkt, co ciekawe, było poprzednim najlepszym osobistym wynikiem koszykarza - w 2018 r. takim rezultatem popisał się przeciwko Atlanta Hawks. Pobity został również rekord wszech czasów Timberwolves - i do tego Towns został pierwszym graczem w dziejach franczyzy, który zaliczył dwukrotnie wynik ponad 50 pkt w meczu. Został również pierwszym koszykarzem NBA od czasów Shaquille'a O'Neala, który jednocześnie zgarnął minimum 60 pkt i 17 zbiórek w meczu - "Shaq", jak przypomniał oficjalny internetowy serwis rozgrywek, w marcu 2000 roku uzyskał 61 pkt i 23 zb i od tego czasu nikt nie zdołał się zbliżyć do jego popisu. Jakby tego było mało, Towns w samej trzeciej kwarcie meczu ze Spurs dopisał do swojego konta 32 "oczka" i jest to piąte najlepsze tego typu osiągnięcie w historii najlepszej koszykarskiej ligi świata - w ciągu jednej odsłony spotkania lepiej spisali się swego czasu jedynie Klay Thompson (37 pkt), Kevin Love (34) oraz George Gervin i Carmelo Anthony (po 33). Takich statystyk można by zapewne wyciągnąć jeszcze kilka, natomiast wszystkie można skwitować jednym stwierdzeniem - Karl-Anthony Towns ma za sobą magiczny wieczór. "Tworzę własną historię, bije swoje własne rekordy. Jestem lepszy z sezonu na sezon" - mówił z radością środkowy w wypowiedzi dla klubowych mediów. 26-latek przyćmił wszystkie inne poniedziałkowe występy - a działo się sporo. NBA. Stephen Curry znowu błyszczał, LeBron James nie pomógł Lakers wygrać z Raptors Kolejny bardzo dobry epizod w tym sezonie zaliczył m.in. Stephen Curry, który zdobył 47 pkt w starciu jego Golden State Warriors z Washington Wizards. GSW są ewidentnie "w gazie", czego nie można powiedzieć o ich rywalach - "Czarodzieje" zaliczyli czwartą z rzędu przegraną i wyglądają pod względem gry po prostu źle. Mimo to ich sytuacja jest choć odrobinę lepsza od tego, co pokazuje Oklahoma City Thunder - ekipa ta uległa Charlotte Hornets 116-134 i nie może wygrać już od sześciu potyczek. Po raz kolejny zrealizował się też znany już w bieżącej kampanii scenariusz - w meczu Los Angeles Lakers najlepszym graczem na parkiecie był LeBron James (30 pkt), ale "Jeziorowcy" i tak przegrali, tym razem 103-114 z Toronto Raptors. LAL jednak wciąż balansują w tabeli swojej konferencji przy pozycji uprawniającej do gry w play-in. NBA. Wyniki poniedziałkowych spotkań Cleveland Cavaliers - Los Angeles Clippers 120:111 (po dogr.) Atlanta Hawks - Portland Trail Blazers 122:113 Philadelphia 76ers - Denver Nuggets 110:114 Oklahoma City Thunder - Charlotte Hornets 116:134 San Antonio Spurs - Minnesota Timberwolves 139:149 Golden State Warriors - Washington Wizards 126:112 Sacramento Kings - Chicago Bulls 112:103 Utah Jazz - Milwaukee Bucks 111:117 Los Angeles Lakars - Toronto Raptors 103:114