Clippers swoje ambicje potwierdzili minionej nocy, pokonując w Staples Center dumę "Miasta Aniołów" - Lakers 101:98. Podopieczni Phila Jacksona wystąpili w derbowym pojedynku bez Shaquille'a O'Neala i Karla Malone'a. Ten pierwszy odniósł w piątkowym meczu z Sonics kontuzję łydki, a drugi - z powodu urazu kolana - został po raz pierwszy w swojej 19-letniej karierze umieszczony na liście kontuzjowanych. Clippers także nie zagrali w pełnym składzie. Grający w pierwszej piątce Marko Jaric (skręcona lewa noga) i rezerwowy Bobby Simmons (uraz prawego nadgarstka) opuścili spotkanie. Mimo tych osłabień kibice zgromadzeni w Staples Center nie mieli powodów do narzekań. Pojedynek trzymał w napięciu do samego końca. Clippers wypracowali sobie wprawdzie niewielką przewagę, ale po przechwycie i wsadzie Kobe Bryanta oraz trafieniu Dereka Fishera (51 s przed końcem) zmalała ona do zaledwie jednego punktu. Obrońca Lakers miał szansę wyrównać, ale chybił rzut wolny, nie poprawił się także na 11 sekund przed syreną, kiedy to jego "layup" został zablokowany przez Eltona Branda. Corey Maggette trafił jeden z dwóch rzutów wolnych (110:108 dla Clippers), a w rewanżu Gary Payton został zablokowany przez Keyona Doolinga. Mimo wszystko Lakers otrzymali jednak szansę na doprowadzenie do dogrywki (Brand spudłował jeden z wolnych), ale piłka po rzucie Paytona równo z syreną odbiła się od tylnej części obręczy i wyszła w pole. Bliski "triple-double" był w tym meczu Brand, który zdobył 30 punktów, zaliczając także: 15 zbiórek, sześć asyst i pięć bloków. Clippers (bilans 14-16) wygrali derbowy pojedynek po raz trzeci w ostatnich 26 próbach. Lakers (21-9), których nie uratowała nawet świetna dyspozycja Bryanta (44 pkt, 10 zbiórek), przegrali po raz drugi z rzędu i szósty w ostatnich dziewięciu spotkaniach. Inny mecz rywali, których hale dzieli stosunkowo niewielka odległość, można było zobaczyć w Madison Square Garden. Nets pokonali Knicks 95:85, a bohaterem meczu był Jason Kidd, który zdominował IV kwartę, zdobywając w niej 19 ze swoich 35 punktów (rekord sezonu) i mając decydujący udział w "runie" 17:2. Ekipa z New Jersey wygrała czwarty kolejny pojedynek i dwunaste spotkanie z ostatnich piętnastu. Nets pokonali Knicks po raz 10. w ostatnich 11. meczach. Najwięcej punktów dla podopiecznych Dona Chaneya, którzy przegrali po raz drugi z rzędu, zdobył Keith Van Horn (21), a Dikembe Mutombo wyrównał klubowy rekord bloków. W Toronto Vince Carter uzyskał 23 punkty, a Donyell Marshall dodał 15 "oczek" i 15 zbiórek. Obaj poprowadzili Raptors do zwycięstwa nad Phoenix Suns 83:73. Jalen Rose rzucił 16 punktów dla zespołu z Kanady, który wygrał trzy z ostatnich czterech pojedynków i poprawił swój bilans na 9-7 od momentu pozyskania z Bulls Rose'a i Marshalla. Stephon Marbury zdobył 17 punktów dla Suns, w barwach których znów nie zagrał Cezary Trybański. Polak przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych. Najlepsza drużyna Pacific Division, Sacramento Kings odniosła w niedzielę 23 zwycięstwo. Kings wygrali przed własną publicznością 130:99 z trzecim zespołem tej dywizji Seattle SuperSonics, a na miano zawodnika numer jeden w ich szeregach zasłużył Peja Stojakovic gromadząc 24 punkty, w tym sześć rzutów za trzy punkty. Goryczy szóstej porażki w ostatnich siedmiu meczach doznali stołeczni Wizards (przedostatnia drużyna Atlantic Division) ulegając u siebie Milwaukee Bucks 94:100. Znakomitą skutecznością w wykorzystywaniu rzutów osobistych wykazał się Michael Redd (Bucks) zaliczając 10 z 11 rzutów. W sumie Redd zaliczył 27 punktów oraz 7 zbiórek. Kwame Brown z 23 punktami i 11 zbiórkami był najlepszym graczem pokonanych. Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w spotkaniach NBA z 4 stycznia.