56 punktów to dla Nets najniższy wynik w historii zmagań w playoffs, ale gdy skuteczność rzutów osiąga zaledwie 27 procentowy próg (z 72 prób tylko 19 trafionych!), trudno o optymizm. Na parkiecie w The Palace Auburn Hills, jak to tam zwykle bywa, nie było popisów strzeleckich i żelazna defensywa Pistons kompletnie rozbiła kreatywność Jasona Kidda (tylko 9"oczek" i 6 asyst). "Tłoki" do sukcesu po raz kolejny poprowadził Tayshaun Prince, który zakończył spotkanie z dorobkiem 15 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst. Tyle samo punktów co Prince uzbierał Richard Hamilton (także 7 asyst), a kolejnych 13 "oczek" dorzucił Ben Wallace. "Big Ben" zaliczył również 11 zbiórek i 7 asyst. - W zeszłym roku, kiedy graliśmy razem w półfinałach, "dostaliśmy w kość" w czterech meczach. To dla nas bardzo ważne rozpocząć teraz od zwycięstwa i grać niezmiennie w stylu, który przynosi nam taki efekt. Pamiętamy jednak co rywale zrobili z nami ostatnio i wiemy, że są zdolni zrobić to jeszcze raz - tonował euforię po meczu Tayshaun Prince. Pistons przerwali w ten sposób passę czternastu kolejnych zwycięstw Nets, wśród których najskuteczniejszym okazał się Kerry Kittless (15 pkt). Kolejne spotkanie w tej parze zostanie rozegrane w najbliższy piątek, również w Detroit. Zobacz stan rywalizacji oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2004