Kibice "Byków" to spotkanie zapamiętają na długo. Nigdy wcześniej w fazie play off ich ulubieńcy nie zdobyli tak mało punktów. Trafili zaledwie 19 z 74 rzutów z gry, a wyjątkowo słaby dzień miał Nate Robinson. 28-letni rozgrywający na parkiecie przebywał ponad pół godziny, oddał 12 rzutów, ale mecz zakończył z zerowym dorobkiem. - Nie pudłuje tylko ten, kto nie rzuca - skwitował Robinson. Heat po pierwszej połowie prowadzili 44:33, a losy spotkania rozstrzygnęli w trzeciej kwarcie. W niej Bulls zdobyli tylko dziewięć punktów. Obrońców tytułu do zwycięstwa poprowadził LeBron James - 27 punktów. Znacznie bardziej wyrównane spotkanie było w Memphis, gdzie do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Na 6,4 s przed końcem regulaminowego czasu doprowadził do niej lider gości Kevin Durant (27 pkt). W dogrywce 24-letni skrzydłowy jednak kompletnie zawiódł. Oddał pięć rzutów i wszystkie były niecelne. Problemy ze skutecznością miał już w czwartej kwarcie (2/8 z gry). W drużynie gospodarzy najlepszy był Mike Conley, który zdobył 24 pkt. Po 23 dołożyli natomiast Zach Randolph i Hiszpan Marc Gasol. Za Heat i Grizzlies, oprócz obecnej formy, przemawia także statystyka. W historii NBA było tylko osiem przypadków, gdy drużyna przegrywająca 1-3, zdołała awansować do kolejnej rundy. Jako ostatnie dokonało tego Phoenix Suns, które w 2006 roku wyeliminowało Los Angeles Lakers. Piąte mecze odbędą się w środę w Miami i Oklahoma City. Konferencja Wschodnia: Chicago Bulls - Miami Heat 65:88 (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw: 3-1 dla Heat) Konferencja Zachodnia: Memphis Grizzlies - Oklahoma City Thunder 103:97 (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw: 3-1 dla Grizzlies)