Po piątkowym, najlepszym, jeśli chodzi o ofensywę, meczu sezonu (122:108 z Detroit Pistons, 57-procent skuteczności rzutów z gry), "Czarodzieje" w konfrontacji z czołowym zespołem Konferencji Zachodniej (bilans 20-8) pokazali, że dobra dyspozycja, jaką prezentowali od pewnego czasu nie była dziełem przypadku. Podopieczni trenera Scotta Brooksa wygrali sześć z ostatnich ośmiu spotkań, w tym pięć kolejnych na własnym parkiecie. W niedzielę w hali Verizon Center trafili 53 procent rzutów z gry (rywale 49 proc.), a na zwycięstwo w tym wyrównanym spotkaniu zapracowali w czwartej kwarcie, którą wygrali 32:23. Przerwali tym samym serię czterech kolejnych triumfów Clippers w lidze. Niemały udział w tym sukcesie miał Gortat, który siedem ze swoich dziewięciu punktów zdobył w ostatniej odsłonie. To po jego trzypunktowej akcji (trafienie spod kosza z faulem plus celny rzut wolny) na 3.03 min przed końcem spotkania gospodarze wyszli na prowadzenie 109:106, którego już nie oddali. Polski środkowy Gortat grał w sumie 38 minut. Trafił cztery z ośmiu rzutów z gry i jedyny wolny. Miał także także siedem zbiórek (dwie w ataku, pięć w obronie), przechwyt, dwa bloki i dwie straty. Popełnił cztery faule. "Nasza gra w defensywie wyglądała dziś o wiele lepiej. Teraz musimy utrzymać ten poziom. Jutro mamy kolejny mecz i też chcemy go wygrać" - powiedział Gortat. Świetnie w szeregach Wizards zagrali Bradley Beal - 41 pkt (sześć celnych z 10 prób za trzy), Markieff Morris - 23 i dziewięć zbiórek oraz John Wall - 18 i 11 asyst. Wśród pokonanych wyróżnili się Blake Griffin - 23, JJ Redick - 17, DeAndre Jordan - 13 i 17 zb. oraz Chris Paul - 13 i 12 as. "Czarodzieje" z bilansem 12-14 zajmują 11. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej. Kolejny mecz rozegrają już w poniedziałek, kiedy to zmierzą się na wyjeździe z Indiana Pacers (14-14), siódmym zespołem na wschodzie.