Po dwóch porażkach z rzędu, w tym środowej, najwyższej w sezonie z Cleveland Cavaliers (87:117), zespół ze stolicy wrócił na ścieżkę zwycięstw. Goście przegrali trzecie kolejne spotkanie w lidze, a z "Czarodziejami" szóste z rzędu - nie wygrali z nimi od 1 stycznia 2011 r. Gortat rozegrał najlepszy mecz w sezonie. Był liderem zespołu w liczbie uzyskanych punktów, zbiórek, bloków i czasu spędzonego na parkiecie. Grał 41 minut, trafił 12 z 20 rzutów z gry, miał 11 zbiórek w obronie i dwie ataku, dwie asysty, dwa przechwyty, cztery bloki, stratę i dwa faule. Liczba oddanych i trafionych rzutów, zebranych piłek w obronie i zablokowanych prób rywali oraz czas gry to jego rekordy sezonu. W zespole trenera Randy'ego Wittmana znów zabrakło kontuzjowanego Nene. Trzy wcześniejsze mecze w tym sezonie bez brazylijskiego skrzydłowego w składzie Wizards przegrali. Teraz odwrócili tę tendencję, a oprócz polskiego środkowego najbardziej przyczynili się do tego Bradley Beal - 12 pkt, John Wall - 11 i siedem asyst oraz Paul Pierce - 10. W drużynie gości najlepszym zawodnikiem był rewelacyjny w tym sezonie mistrz świata z reprezentacją USA Anthony Davis, który już po raz dziesiąty uzyskał double-double - 30 pkt i 13 zb. Jrue Holiday dodał 11 pkt, a Ryan Anderson - 10. Gospodarze, m.in. dzięki skutecznej grze Gortata, prowadzili od początku spotkania. Po pierwszej kwarcie 23:18 (Polak zdobył 10 punktów, trafiając pięć z sześciu rzutów), do przerwy 40:36, a po trzeciej odsłonie, w której 30-letni łodzianin znów zdobył 10 pkt (5/7 z gry) - 65:57. Po kolejnych jego punktach, na początku ostatniej kwarty Wizards prowadzili 71:61. Rywale, tak jak wcześniej w tym spotkaniu, zdołali jednak odrobić straty i na 3.48 min. przed końcową syreną po wsadzie Davisa wyszli na prowadzenie 77:76. Jak się okazało, jedyne w meczu, bo pięć kolejnych punktów Pierce'a, zbiórki w obronie Gortata i rzut Beala zapewniły gospodarzom zwycięstwo. Przy wyniku 83:80 Pelicans mieli jeszcze 11,5 sekundy na ostatnią akcję, ale trzypunktowy rzut Tyreke'a Evansa w ostatniej sekundzie był niecelny. W całym spotkaniu goście mieli tylko 12 asyst (najmniej w sezonie), przy 21 gospodarzy. Polski jedynak w NBA w sobotę był obsługiwany przez kolegów podaniami jak nigdy dotychczas. Stąd rekordowa liczba rzutów. W drugiej połowie ani na chwilę nie zszedł z parkietu, co zdarzyło się pierwszy raz w tym sezonie i walczył jak równy z równym z Davisem, plasującym się w czołówkach kilku ligowych statystyk. Silny skrzydłowy rywali jest m.in. liderem klasyfikacji bloków, ale w sobotę nie zastopował żadnego rzutu rywala, chociaż czynił to przynajmniej raz w każdym z 14 poprzednich spotkań. To Gortat dominował pod bronionym koszem, powstrzymując m.in. tureckiego środkowego Omera Asika, z którym toczył boje już podczas Eurobasketu w Polsce w 2009 roku. Po meczu Polak udzielił wypowiedzi stacji telewizyjnej transmitującej bezpośrednio to spotkanie. - Po ostatnich porażkach wyszliśmy dziś z nastawieniem wygrania kolejnych czterech spotkań na własnym parkiecie. Nasza gra dobrze dziś wyglądała, szczególnie w obronie, chociaż były też i błędy. Najważniejsze, że zwyciężyliśmy. Moja rywalizacja z Davisem? Nie traktuję jej w kategoriach indywidualnego pojedynku. Starałem się wypełniać swoją rolę na boisku, pomagać kolegom, a oni mnie też asekurowali - podsumował. Wizards z 10 zwycięstwami i pięcioma porażkami pozostają na drugim miejscu w Konferencji Wschodniej, za Toronto Raptors (13-3). W poniedziałek spotkają się na własnym parkiecie meczem z Miami Heat (8-7).