W 10 spotkaniach między tym drużynami w tym sezonie (łącznie w części zasadniczej i w play off) zawsze wygrywał gospodarz. Co więcej Wizards w Bostonie nie wygrali już od trzech lat. Koszykarze ze stolicy największą szansę na wyjazdowe zwycięstwo w tej serii mieli w meczu numer dwa. Dwukrotnie obejmowali w nim kilkunastopunktowe prowadzenie, ale ostatecznie przegrali po dogrywce. "Siódmy mecz między nami był po prostu nieunikniony. Szykuje się wielkie widowisko dla kibiców, a niektórzy zawodnicy spełnią swoje marzenie. Wygrać decydujące spotkanie zawsze jest czymś wyjątkowym" - powiedział trener Wizards Scott Brooks. "Czarodzieje" rozgrywają najlepszy sezon od cyklu 1978/79, kiedy jeszcze jako Bullets przegrali w wielkim finale z Seattle SuperSonics 1-4. Od tamtego czasu nigdy nie udało im się awansować do finału konferencji. Dłużej od nich w całej NBA czeka na to tylko ekipa Los Angeles Clippers, która do tego etapu nigdy nie dotarła. Jeśli Wizards mają w Bostonie wreszcie wygrać, nie bez znaczenia będzie postawa Gortata. Polski środkowy efektywny w ataku był w trzech pierwszych meczach, w których zdobywał 16, 14 i 13 punktów. W trzech kolejnych spotkaniach w ofensywie zaangażowany był mniej i łącznie uzyskał w nich 17 pkt. To jednak nie trafione rzuty będą najważniejsze w przypadku 33-letniego łodzianina. Wizards mają świetnych strzelców w osobach Johna Walla i Bradley'a Beala, a jednym z istotniejszych zadań Gortata będzie zatrzymanie Ala Horforda. Trzy lata młodszy zawodnik rodem z Dominikany imponuje wszechstronnością i skutecznością. W play off przeciwko Wizards zdobywa średnio po 17 pkt, trafiając aż 68,9 proc. rzutów z gry. Na zwycięzce w tej parze już od tygodnia czekają broniący tytułu Cleveland Cavaliers, którzy gładko pokonali Toronto Raptors 4-0.