W pozostałych trzech wtorkowych meczach górą byli faworyci. New Jersey Nets pokonali Indianę Pacers 92:86, Miami Heat wygrał z Chicago Bulls 92:78, a San Antonio Spurs okazały się lepsze od Sacramento Kings 109:98. Zwycięskie drużyny prowadzą 3-2 w serii. Suns do wtorkowego zwycięstwa poprowadził Boris Diaw. Francuz, który przed meczem odebrał nagrodę dla gracza robiącego największy postęp w lidze, zdobył 25 punktów, miał 10 zbiórek i zaliczył dziewięć asyst. Dzielnie sekundowali mu Steve Nash (22 "oczka") i Shawn Marion (21). W zespole gości 29 punktów zdobył Kobe Bryant,, który jednak na 3.11 przed końcem meczu wyleciał z parkietu po otrzymaniu drugiego faulu technicznego. Szóste spotkanie odbędzie się w czwartek w Staples Center. Dwyane Wade nawet, gdy nie jest do końca zdrowy potrafi przesądzić wynik spotkania na korzyść "Żaru". Tak było we wtorek. Lider ekipy z Miami, który nabawił się urazu biodra, po zaaplikowaniu środków przeciwbólowych wrócił na parkiet i poprowadził drużynę do trzeciego zwycięstwa z Bulls. Wade na "dopingu" rzucił 15 ze swoich 28 punktów, a zaczęło się od serii 21:6, która pozwoliła Heat wyjść na prowadzenie 71:61 na 8.12 przed końcem spotkania. - Najgorsza rzecz jaka może się nam przytrafić to siedem meczów i nie do końca zdrowy Dwyane. Zamierzamy jednak zakończyć tę serię w czwartek w Chicago - powiedział Pat Riley, coach gospodarzy. Bliżej drugiej rundy są także Nets i Spurs. W meczu rozegranym w East Rutherford najjaśniej świeciła gwiazda Vince'a Cartera. Gwiazda Nets zdobyła 34 punkty i zebrała 15 piłek. - Vince oddał kilka najbardziej zwariowanych rzutów w historii ligi, ale co dla mnie jest najistotniejsze, to to że były one bardzo ważne dla końcowego wyniki - stwierdził Richard Jefferson, kolega Catera z zespołu. Mecz numer sześć odbędzie się w czwartek w Indianapolis. Do zwycięstwa "Ostrogi" poprowadziła trójka zawodników: Manu Ginobili, Tim Duncan i Tony Parker, którzy łącznie zdobyli 62 punkty, z czego 27 stało się udziałem pierwszego z nich. W pokonanym zespole najskuteczniejszy był Bonzi Wells, który zaliczył 38 pkt. "Królowie", by zachować szanse na awans, muszą wygrać w piątek w Sacramento. <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2006p" class="more" style="color:#07336C">Zobacz PRZEBIEG RYWALIZACJI oraz NAJLEPSZYCH STRZELCÓW w I rundzie playoffs</a>