Komplet publiczności w hali Target Center w Minneapolis dawno nie przeżył takich wahań emocji, gdyż na 4 minuty przed końcem to goście z Kalifornii prowadzili 10 punktami i zmierzali po drugie zwycięstwo w serii. Dla "Wilków" porażka oznaczała praktycznie koniec marzeń o dalszej grze, gdyż tylko 4 % drużyn przegrywając dwa pierwsze mecze we własnej hali, potrafiło wygrać serię i awansować do dalszej fazy playoffs. W końcówce gospodarze mogli liczyć już tylko na rywali i jak się okazało nie przeliczyli się. Kings spudłowali osiem ostatnich rzutów i 10-punktowa przewaga prysła jak bańka mydlana. Ze skraju przepaści, być może tak głębokiej, że niemożliwej do wydostania się z niej, ekipę gospodarzy wyciągnął Sam Cassel. Zdobył on 8 ze swoich 19 punktów w ostatnich trzech minutach, prowokując wspaniały "run" 16-1, który zamknął mecz. Jeszcze minutę przed ostatnią syreną 19.599 fanów w Target Center ze smutkiem w oczach milczało i mało kto spodziewał się, że zwycięstwo jest realne. W kluczowych momentach w drużynie "Królów" nie trafiał Doug Christie, który najpierw spudłował oba rzuty wolne, a następnie chybił zza linii 7,24, próbując "trójką" doprowadzić do dogrywki. Kevin Garnett zakończył spotkanie z 28 punktami, 14 zbiórkami i 6 blokami. Wśród Kings najwięcej punktów zdobył Peja Stojakovic - 26. Mecz numer 3 zostanie rozegrany w poniedziałek, a gracze przeniosą się teraz to twierdzy Arco Arena w Sacramento. W półfinale Konferencji Wschodniej Indiana Pacers nie dali żadnych szans Miami Heat, pokonując rewelację rozgrywek 91:80. Był to szósty z rzędu wygrany mecz w playoffs przez Pacers, którzy wszystkie te spotkania wygrywali ponad 10-punktową różnicą. Ekipa z Indianapolis prowadzi w serii best of seven 2-0, a dwa kolejce mecze odbędą się w Miami na Florydzie. Zobacz stan rywalizacji oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2004