Występ Irvinga wyjątkowy był pod wieloma względami. W liczbie zdobytych punktów w jednym meczu ustanowił nie tylko rekord kariery, ale również klubu ze stanu Ohio. Został dopiero trzecim zawodnikiem w historii NBA, który przed ukończeniem 23 lat w co najmniej dwóch spotkaniach uzyskał minimum 50 pkt. Pozostali dwaj to jego klubowy kolega - LeBron James i legendarny Rick Barry. Irving to także pierwszy zawodnik, który w starciu z drużyną prowadzoną przez trenera Gregga Popovicha zdobył co najmniej 50 pkt. Szkoleniowiec Spurs pełni tę funkcję od 1996 roku. Tak dobrego meczu przeciwko obrońcom tytułu nie rozegrał żaden koszykarz od 53 lat, kiedy Wilt Chamberlain w starciu z Boston Celtics uzyskał 62 pkt. - To była prawdziwa zabawa. Pełne trybuny, zaangażowani kibice, którzy chcieli wielkiego widowiska i je dostali. Kilka z moich rzutów nie było idealnych, ale miałem dziś szczęście, bo mimo wszystko piłka wpadała do kosza - powiedział Irving, który na swoim koncie zapisał także pięć asyst i cztery przechwyty. Mecz był rzeczywiście niezwykle emocjonujący. Pod koniec czwartej kwarty wydawało się, że mimo świetnej gry Irvinga "Kawalerzyści" zejdą z parkietu pokonani. Na minutę przed jej zakończeniem Spurs prowadzili 108:101. Na 4,3 s "Ostrogi" miały jeszcze trzy punkty przewagi, a dwa rzuty wolne wykonywał Kawhi Leonard. Oba jednak spudłował, a Irving równo z końcową syreną doprowadził do dogrywki. W niej do spółki z LeBronem Jamesem, który mecz zakończył z dorobkiem 31 pkt, zapewnili gościom zwycięstwo. - Wiem, że porażka obciąża przede wszystkim mnie. Jednak pudłowanie z linii rzutów wolnych zdarza się każdemu. Muszę więc po prostu iść dalej i pamiętać, że w przeszłości trafiałem w kluczowych momentach - przyznał Leonard. 23-letni skrzydłowy uzyskał 24 pkt, dziewięć zbiórek i siedem asyst. Najwięcej punktów w ekipie Spurs zdobył Francuz Tony Parker - 31. Bardzo dobry mecz rozegrał Marcin Gortat. Polski środkowy zdobył 22 pkt i miał dziewięć zbiórek, a jego Washington Wizards wygrali we własnej hali z Memphis Grizzlies 107:87. "Czarodzieje" mieli ułatwione zadanie, bo trener gości David Joerger dał odpocząć swoim największym gwiazdom. Na parkiecie nie pojawili się m.in. hiszpański środkowy Marc Gasol i skrzydłowy Zach Randolph. Nadspodziewanie dobrze radzą sobie ostatnio koszykarze Utah Jazz. Do przerwy na Mecz Gwiazd mieli bilans 20-34, a później wygrali osiem z dziesięciu meczów. W czwartek pokonali we własnej hali Houston Rockets 109:91. W zwycięskiej ekipie najlepszy był Gordon Hayward - 29 pkt. Wśród gości zawiódł przede wszystkim James Harden. Do niedawna najlepszy strzelec w lidze uzyskał 15 pkt, trafiając tylko trzy z 13 rzutów z gry. W pozostałych czwartkowych meczach Indiana Pacers pokonała we własnej hali po dogrywce Milwaukee Bucks 109:103, a najsłabsza drużyna rozgrywek New York Knicks wygrała na wyjeździe z Los Angeles Lakers 101:94.