Lakers w tym spotkaniu prowadzili tylko przez moment, po otwierającym wynik koszu Anthony'ego Davisa. Później całkowitą kontrolę nad meczem przejęli Clippers, którzy po pierwszej połowie wygrywali 65:42. Źródłem słabej gry Lakers są przede wszystkim problemy zdrowotne ich największych gwiazd. Znów kontuzjowany jest LeBron James, a Davis z powodu bólu pleców parkiet opuścił już w pierwszej kwarcie i nie wrócił do gry. 28-letni skrzydłowy zapowiedział jednak, że będzie gotowy na piątkowy mecz z Portland Trail Blazers. Dla układu tabeli to spotkanie będzie dla Lakers bardzo ważne. Obecny sezon wygląda bowiem nieco inaczej niż te z czasów sprzed pandemii. W części zasadniczej każda drużyna rozegra po 72 mecze - o dziesięć mniej niż normalnie. Zmianie uległa również faza play off. Grę w pierwszej rundzie mają zapewnione ekipy z miejsc 1-6 w każdej konferencji, a nie jak dawniej z 1-8. Teraz te z lokat 7-10 zagrają w mini turnieju "play in". Utworzone zostaną dwie pary. W pierwszej zmierzy się siódma drużyna z ósmą, a w drugiej dziewiąta z dziesiątą. Zwycięzca pierwszej pary awansuje do play off, a przegrany będzie miał jeszcze jedną szansę - o ostatnie miejsce w play off zmierzy się ze zwycięzcą drugiej pary. Z bilansem 37 zwycięstw i 29 porażek Lakers są na szóstym miejscu w Konferencji Zachodniej. Trail Blazers mają taki sam dorobek i zajmują siódmą pozycję. "Nie patrzymy na turniej play-in jak na coś złego. Oczywiście wolimy go uniknąć, ale jeśli przyjdzie nam w nim rywalizować, to trudno" - przyznał Davis. Clippers (45-22) takich problemów nie mają. Czwartkowe zwycięstwo pozwoliło im awansować na trzecie miejsce. Aż siedmiu ich zawodników w meczu z Lakers zdobyło co najmniej dziesięć punktów. Najwięcej - 24 - uzyskał Paul George. "Od samego początku graliśmy z dużą intensywnością. Zdominowaliśmy strefę podkoszową i byliśmy bardzo skupieni w obronie" - powiedział George. Przed Clippers w tabeli znajdują się ekipy Utah Jazz (48-18) i Phoenix Suns (47-19). Obie minionej nocy odpoczywały.