Lin, który był objawieniem ligi NBA w 2012 roku w barwach New York Knicks - wówczas wybuchła tzw. Linomania, a media pisały o "Linsanity" (zbitka słów: Lin i insanity, co znaczy: szaleństwo lub obłęd), jest obecnie zawodnikiem Ducks - drużyny z Pekinu. "Chcę, abyście mocno wspierali osoby podatne na zagrożenia, które ucierpią z powodu złego zarządzania walką z tym wirusem, w tym te, które będą dotknięte rasizmem. Nie chcę słyszeć o odrze niemieckiej ani o hiszpańskiej grypie, ponieważ znam Azjatów i wiem, że każdego dnia grozi im fizyczna napaść. Wiem, że to subtelne antychińskie przesłanie jedynie wzmacnia nienawiść do Azjatów" - napisał na Twitterze Lin, absolwent Harvardu, odnosząc się do słów prezydenta USA. W środę Trump nazwał COVID-19 "chińskim wirusem". Broniąc tego określenia zauważył, iż choroba ta "przyszła z Chin". "To nie jest rasistowskie, on (wirus) przyszedł z Chin" - oświadczył przywódca USA. Urodzony w Kalifornii Lin po błyskotliwej karierze w barwach Knicks nie mógł odnaleźć dobrej formy. Grał w Houston Rockets, Los Angeles Lakers, Charlotte Hornets. Dopiero podpisanie umowy z Nets w 2016 r. pozwoliło mu na odbudowanie formy. W sezonie 2016/17 zdobywał średnio 14,5 pkt i miał 5,1 asyst, ale rozegrał tylko 36 spotkań, bo trapiła go permanentna kontuzja mięśnia nogi. Jesienią 2017, w pierwszym meczu sezonu Brooklyn Nets zerwał więzadła rzepki i miał kolejny rok przerwy. Po powrocie do zdrowia podpisał kontrakt z Atlanta Hawks, a w lutym 2019 r. związał się z Toronto Raptors. Zagrał jedynie 27 minut w play off, ale zdobył mistrzostwo NBA z kanadyjskim zespołem i stał się tym samym pierwszym koszykarzem azjatyckiego pochodzenia z mistrzowskim pierścieniem. Latem 31-letni zawodnik podpisał kontrakt wart 3 mln dol. z zespołem Beijing Ducks. Był jednym z liderów drużyny do momentu, gdy 1 lutego rozgrywki zostały przerwane z powodu epidemii koronawirusa, która rozpoczęła się w Wuhan.