Chicago Bulls po raz drugi w tym sezonie pokonali Miami Heat i podobnie jak Boston Celtics przy równym bilansie spotkań zapewnili sobie przewagę własnego parkietu przed playoffs. Dla Heat ta porażka jest szczególnie bolesna, bo pokazuje ich niezdolność do gry przeciwko najlepszym drużynom. Z Bostonem i z Chicago mają bilans 0-5. W pierwszej kwarcie zdecydowanie lepsi byli gracze Heat, na boisku brylowali Dwayne Wade i LeBron James. Pierwszy z nich rzucił 9 punktów, a drugi 10. Nie potrafili jednak zatrzymać szalejącego pod koszami i głodnego gry Joakima Noah, który już w pierwszej części gry zdobył swoje wszystkie 7 punktów. Heat na zakończenie pierwszych 12 minut prowadzili 31:23. Druga kwarta to wyrównana gra z obu stron, wśród graczy Miami wynik "ciągnęli" sami gracze pierwszej piątki. Rezerwowi w całym spotkaniu rzucili... 2 punkty. Do ich poziomu dostosował się Chris Bosh. W całym meczu trafił 1 z 18 rzutów z gry! Ogromna zasługa przy tym Noah, który krył wysokiego Heat przez większość meczu. Przy takiej jego grze teoretycznie można tylko marzyć o zwycięstwie, ale nie jak się ma w swoim składzie Wade'a i Jamesa. W trzeciej kwarcie "Byki" zerwały się do boju i odrobiły straty. Aż 11 z 27 punktów drużyny zdobył w niej Derrick Rose, którego kandydaturę do tytułu MVP popierają już nawet przeciwnicy. Przed meczem zaznaczyli to zarówno Bosh, James, jak i Juwan Howard. Możliwe, że chcieli w ten sposób wywrzeć na nim dodatkową presję, ale jak widać nie udało im się. Razem z Roseem świetnie grał Luol Deng, który w tej części gry dołożył swoje 10 punktów i po trzech kwartach Bulls prowadzili 71:67. Czwartą kwartę Bulls rozpoczęli od ustawienia z Dengiem i 4 rezerwowymi. Udało im się powiększyć przewagę do 80:71, ale Heat jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Wykorzystali doświadczenie swoich gwiazd, które zaczęły regularnie odwiedzać linię rzutów osobistych, do tego trafili kilka rzutów z gry i zrobili run 13:0. Gracze z Chicago odrodzili się po trójce Kyle'a Korvera w 24. sekundzie akcji. W kolejny akcjach dwa razy trafił Rose, raz Deng i Bulls wyszli na pięciopunktowe prowadzenie na minutę przed końcem. Heat jednak odrobili straty, Wade trafił swojego klasycznego fade-awaya, James trafił za 2 z faulem i był remis po 89. Bulls mieli piłkę i wykorzystali to. Rose znalazł na wolnej pozycji Denga i ten na 16 sekund przed końcem rzutem za trzy wyprowadził na "Byki" na prowadzenie. Rzut za trzy w odpowiedzi Jamesa nie doszedł celu. Jeden punkt z wolnych dorzucił Korver i Bulls mogli cieszyć się zwycięstwem. Poza zatrzymaniem Bosha Bulls zdecydowanie wygrali walkę na deskach 53:39, ich rezerwowi także byli lepsi 22:2. Zaczynają oni teraz serię meczów wyjazdowych, którą skończą meczem za tydzień w niedzielę z Miami na Florydzie. Ta seria zadecyduje czy będą w stanie rywalizować o miejsce 1-2 na Wschodzie. Chicago Bulls (39-17) - Miami Heat (42-16) 93:89 Chicago Bulls: Derrick Rose - 26 (6 as), Luol Deng - 20 (10 zb, 5 as), Carlos Boozer - 16 (9 zb), Ronnie Brewer - 8 (4 prz), Joakim Noah - 7 (8 zb), Kyle Korver - 7, Taj Gibson - 5, Keith Bogans - 2, C.J. Watson - 2, Omer Asik - 0 (11 zb) Miami Heat: Dwyane Wade - 34 (8 zb), LeBron James - 29 (10 zb, 5 as), Mario Chalmers - 12, Chris Bosh - 7 (9 zb), Erick Dampier - 5, Eddie House - 2, James Jones - 0, Joel Anthony - 0 Zobacz skrót meczu Bulls - Heat: Gracze Nuggets wygrali mecz obroną. Jeszcze kilka dni temu można by uznać to za całkiem dobry żart. Ale właśnie w ten sposób pokonali najlepszą drużynę na wschodzie - Boston Celtics. OK - goście grali drugi dzień z rzędu, grali osłabieni brakiem Kendricka Perkinsa i Nate'a Robinsona oddanych do Oklahomy, ale przecież Denver grali z trzema nowymi zawodnikami. Spotkanie było wyrównane aż do początku czwartej kwarty. Wtedy to Nuggets zrobili run 16:0. Felton i Ty Lawson świetnie napędzali atak Nuggets, rozdając wspólnie aż 16 asyst. Jak powiedział ostatnio George Karl, nic nie sprawia mu większej przyjemności niż tworzenie drużyny w trudnych warunkach. Jeśli tak jest naprawdę, to będzie miał teraz dużo przyjemności. W końcu w połowie sezonu wymieniono mu pół drużyny. Widać, że szybko wziął się do pracy, szczególnie po sposobie obrony Nuggets. Po erze Carmelo Anthony'ego mają bilans 2-0 i z każdym dniem, z każdym meczem będą wyglądać lepiej. Jeśli chodzi o Celtics, szybko będą musieli zapomnieć o stracie swoich zawodników, wkomponować do zespołu nowych i od początku zacząć walkę o tytuł. Danny Ainge dokonując wymian pokazał, że jest bardzo odważnym menedżerem. Trzy lata temu jego ruchy były majstersztykiem. Czy teraz będzie tak samo? Denver Nuggets (34-25) - Boston Celtics (41-15) 89:75 Denver Nuggets: Kenyon Martin - 18 (10 zb), Wilson Chandler - 16 (3x3), Arron Afflalo - 13, Nene - 12 (10 zb), J.R. Smith - 12 (8 zb), Al Harrington - 5, Ty Lawson - 4 (10 as), Raymond Felton - 4 (6 as), Chris Andersen - 3, Danilo Gallinari - 2 (3 blk) Boston Celtics: Paul Pierce - 17 (3 prz), Kevin Garnett - 14 (13 zb), Glen Davis - 11 (3 prz), Ray Allen - 10, Delonte West - 10, Chris Johnson - 6 (3 blk), Rajon Rondo - 5 (8 as), Von Wafer - 2, Avery Bradley - 0 Zobacz skrót meczu Nuggets - Celtics: Zobacz także najefektowniejsze akcje z czwartkowych spotkań: