Dzień wcześniej zespół z Florydy w ostatniej chwili wypuścił z rąk zwycięstwo z New York Knicks (93:94). W ostatniej kwarcie potyczki z Nets wydawało się, że koszmar minionej nocy wróci, bo goście stratę 19 punktów (84:100) z początku tej odsłony w ciągu pięciu minut zmniejszyli do czterech (100:104), wygrywając ten fragment 16:4. Miejscowi jednak - głównie za sprawą Evana Fourniera i Nikoli Vucevica - opanowali sytuację i odnieśli 14. zwycięstwo w sezonie. Francuski rozgrywający uzyskał 31 punktów, pochodzący z Bałkanów środkowy zakończył spotkanie z dorobkiem 22 pkt, 14 zbiórek i ośmiu asyst, ale najskuteczniejszy wśród gospodarzy okazał się Aaron Gordon, który zdobył rekordowe w sezonie 38 pkt, trafiając m.in. siedem razy "za trzy" na osiem prób. Drużyna Magic odnotowała ponad 51-procentową skuteczność rzutów z gry, a jeszcze minimalnie lepszą zza łuku, trafiając w sumie 21 "trójek". "Pokazaliśmy charakter. Po przykrej porażce z Knicks tym razem nie daliśmy sobie odebrać zwycięstwa, a rywalem była chyba najsilniejsza drużyna na Wschodzie, a może i w całej lidze" - ocenił Fournier. W zupełnie innym nastroju był Irving. "To kolejna lekcja, z której musimy wyciągnąć wnioski. Nie powinniśmy przegrywać takich meczów" - podsumował zdobywca 43 punktów dla zespołu z Brooklynu, który doznał pierwszej porażki od 27 lutego i drugiej w ostatnich 16 występach. James Harden zdobył 19 pkt dla pokonanych, ale często pudłował, a trzeci z wielkiej trójki gwiazd - Kevin Durant - wciąż pauzuje z powodu kontuzji. Nets z bilansem 28-14 zajmują drugą pozycję na Wschodzie, za ekipą Philadelphii 76ers, która ma jedną porażkę mniej. Dalej plasują się Milwaukee Bucks (26-14) i finaliści ostatniego sezonu Miami Heat (22-20), którzy w piątek doznali porażki we własnej hali z Indiana Pacers 110:137. Magic (14-27) zajmują przedostatnie miejsce na Wschodzie, za nimi jest tylko zespół Detroit Pistons (12-29). Na Zachodzie i w całej lidze najlepszy obecnie bilans mają koszykarze Utah Jazz. W piątek wygrali na wyjeździe z Toronto Raptors 115:112 i było to ich 30. zwycięstwo w sezonie. Przegrali dotychczas 11-krotnie. Gospodarze po rzucie za trzy punkty Kyle'a Lowry'ego 96 sekund przed końcem prowadzili 110:105. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Donovan Mitchell, którzy uzyskał osiem punktów z rzędu i dał prowadzenie swojej drużynie. Po trafieniu Pascala Siakama mistrzowie NBA z 2019 roku zbliżyli się jeszcze na punkt, ale "Jazzmani" nie dali sobie odebrać wygranej, uniemożliwiając kameruńskiemu skrzydłowemu Raptors trafienie z daleka równo z końcową syreną. Siakam z 27 pkt był liderem zespołu z Kanady, który w tym sezonie - ze względu na zamkniętą granicę między tym krajem a USA w związku z pandemią COVID-19 - podejmuje rywali w Tampie na Florydzie. Mitchell zakończył mecz z dorobkiem 31 "oczek". "Dość szybko dostaliśmy premię w postaci rzutów wolnych, co w końcówce skwapliwie wykorzystywaliśmy. To też jest element tej gry i trzeba umieć czerpać z tego zyski" - ocenił Mitchell, który wykorzystał 15 z 16 takich okazji, a cały zespół trafił 35 razy na 41 prób. Raptors, którzy z bilansem 11-24 zajmują 11. lokatę na Wschodzie, tylko 14-krotnie stanęli na linii rzutów wolnych. Najskuteczniejszy w ich szeregach był Siakam - 27 pkt, dziewięć asyst i pięć zbiórek. Emocji nie zabrakło także w spotkaniu Denver Nuggets z Chicago Bulls. Gospodarze wygrali po dogrywce 131:127. 34 punkty dla zwycięzców uzyskał Jamal Murray, który 0,4 s przed końcem regulaminowego czasu gry rzutem "za trzy" doprowadził do dogrywki. Z takim samym dorobkiem zakończył mecz Nikola Jokic. Serbskiemu środkowemu Nuggets zabrakło jednej asysty do kolejnego tzw. triple-double, bo miał też 15 zbiórek. Zach LaVine z 32 pkt był najlepszym strzelcem "Byków". Ekipa z Denver (25-16) jest piąta na Zachodzie, a Bulls (18-22) zajmują 10. pozycję na Wschodzie.