Gortat grał prawie 36 minut. Trafił sześć z dziewięciu rzutów z gry oraz wykorzystał trzy z czterech rzutów wolnych. Polak na swoim koncie zapisał także cztery bloki. "Słońca" prowadziły przez całe spotkanie, sukcesywnie powiększając przewagę. Najskuteczniejszy wśród zwycięzców był Jared Dudley - 20 pkt i 10 zbiórek. W drużynie Kings na wyróżnienie zasłużył DeMarcus Cousins - 26 pkt. "Ostatnio nasza gra się poprawiła. Wykrystalizowała się pierwsza piątką, a zawodnicy wchodzący z ławki dają odpowiednie wsparcie. Drużyna stałą się bardziej zgrana. Dużo lepiej spisujemy się też w meczach wyjazdowych" - powiedział Dudley. Kolejny mecz Suns rozegrają w poniedziałek. Tym razem czeka ich podróż do Oakland, gdzie zmierzą się z Golden State Warriors. Wygrał także poprzedni klub Gortata - Orlando Magic, pokonując na wyjeździe Milwaukee Bucks 99:94. Świetne spotkanie rozegrał Jason Richardson, czyli jeden z koszykarzy, którzy przy okazji wymiany z grudnia 2010 roku powędrował w przeciwnym kierunku niż Polak. 31-letni zawodnik w niespełna 26 minut zdobył 31 punktów, trafiając m.in. dziewięć rzutów za trzy punkty. Początek nie zapowiadał jednak takiego scenariusza. Po pierwszej połowie Richardson miał w dorobku tylko trzy punkty, a jego drużyna przegrywała 43:49. "W końcówce Jason trafiał raz za razem. Kiedy w końcu złapał swój rytm, rywale nie mogli go zatrzymać, choć bardzo się starali. Był jednak w takim transie, że nawet zasłonięcie oczu, by mu nie przeszkodziło" - powiedział trener Magic Stan Van Gundy. Dwóch dogrywek potrzebowali w sobotę koszykarze Dallas Mavericks, by pokonać we własnej hali Portland Trail Blazers 97:94. Mistrzów NBA do triumfu poprowadził Niemiec Dirk Nowitzki, który zdobył 20 punktów. Nowitzki zwycięstwo swojej drużynie mógł zapewnić już w regulaminowym czasie gry oraz w pierwszej dogrywce, wtedy jednak w ostatnich akcjach spudłował. Niemiec zrehabilitował się w drugiej dogrywce, kiedy niespełna 17 s przed jej zakończeniem zagwarantował "Mavs" czteropunktowe prowadzenie. Goście tej straty nie potrafili już zniwelować. W ekipie Trail Blazers na wyróżnienie zasłużył jednak LaMarcus Aldridge, który zdobył 33 punkty i miał 12 zbiórek. W tabeli Konferencji Zachodniej Mavericks zajmują czwarte miejsce, zespół z Portland jest ósmy. Kolejny raz bohaterem Nowego Jorku był natomiast Jeremy Lin. Pochodzący z Tajwanu 23-letni rozgrywający, który jeszcze w grudniu nie miał klubu, zdobył w sobotę 20 punktów, do tego dołożył osiem asyst i sześć zbiórek, a Knicks pokonali na wyjeździe Minnesota Timberwolves 100:98. Lin studiował na Harvardzie i długo nie mógł przebić się do NBA, a kluby, z którymi się wiązał, kierowały go do filialnych zespołów w niższych ligach. Do tej pory wśród zawodowców rozegrał tylko 43 spotkania, z czego cztery w pierwszej piątce. W piątek zdobył jednak aż 38 punktów w meczu Knicks z Los Angeles Lakers. Było to piąte zwycięstwo z rzędu nowojorczyków oraz piąty kolejny mecz, w którym Lin uzyskał co najmniej 20 pkt. Ostatnie rezultaty budzą wyjątkowy szacunek, bo zespół musi sobie radzić bez dwóch gwiazd - Amar'e Stoudemire'a i Carmelo Anthony'ego. "Leśnym Wilkom" nie pomogła świetna gra Kevina Love'a - 32 pkt i 21 zbiórek. Wyniki sobotnich meczów sezonu zasadniczego ligi NBA: Charlotte Bobcats - Los Angeles Clippers 86:111 Cleveland Cavaliers - Philadelphia 76ers 84:99 Dallas Mavericks - Portland Trail Blazers 97:94 (po dwóch dogrywkach) Indiana Pacers - Denver Nuggets 109:113 Milwaukee Bucks - Orlando Magic 94:99 Minnesota Timberwolves - New York Knicks 98:100 New Jersey Nets - San Antonio Spurs 89:103 Sacramento Kings - Phoenix Suns 84:98