Polak był trzecim strzelcem i najlepiej zbierającym słabo grającego zespołu z Arizony. Przebywał na parkiecie 19 minut, trafił pięć z dziewięciu rzutów za dwa punkty, spudłował obydwa wolne, miał dwie zbiórki w obronie i cztery w ataku oraz dwa faule. Najwięcej punktów dla gospodarzy zdobyli Słoweniec Goran Dragic - 19 (także 10 asyst) i Markieff Morris - 11. W zespole gości, w którym zabrakło m.in. Kevina Garnetta i od dłuższego czasu leczącego kontuzję Rajona Rondo, wyróżnili się Jeff Green - 31 pkt, Chris Wilcox - 14 oraz Jason Terry i Avery Bradley - po 13. Z nowych graczy Phoenix, pozyskanych w ostatnim dniu dokonywania transferów w NBA, na parkiecie US Airways Center pokazał się w końcówce spotkania skrzydłowy Marcus Morris, brat bliźniak Markieffa, młodszy od niego o siedem minut. Zdobył siedem punktów. Morrisowie są drugim przypadkiem bliźniaków, grających w jednym klubie NBA. W sezonie 1976/77 również w barwach Suns występowali Dick i Tom Van Arsdale. Drugi nabytek Phoenix, irański środkowy Hamed Haddadi, który trafił do zespołu w wymianie z Toronto Raptors za rozgrywającego Sebastiana Telfaira, nie znalazł się w piątek w meczowym składzie. Gortat, tak jak cała drużyna słabo rozpoczął mecz. Po niespełna trzech minutach gry goście wygrywali już 12:0, a popełniający błędy w obronie polski środkowy został w tym momencie zdjęty przez trenera Lindseya Huntera z boiska. W całym spotkaniu grał w sumie 19 minut, czyli najkrócej od 2 stycznia ub. roku, gdy w meczu z Golden State Warriors (102:91) przebywał na parkiecie 18 min. Celtics, rozgrywający trzecie spotkanie w ciągu czterech dni, już nie oddali prowadzenia i pewnie utrzymywali bezpieczny dystans. W czwartej kwarcie, którą Gortat przesiedział na ławce, ich przewaga wzrosła nawet do 30 punktów (106:76). Suns z bilansem 18 wygranych i 38 porażek zajmują ostatnie, 15. miejsce w Konferencji Zachodniej. Kolejne dwa mecze rozegrają także na własnym parkiecie - w niedzielę z najlepszym obecnie zespołem ligi San Antonio Spurs i we wtorek z Minnesota Timberwolves.