Ruszył nowy sezon najważniejszej koszykarskiej ligi na świecie - National Basketball Association. To już 79. jej kampania, ale wciąż pisze nowe, wspaniałe scenariusze. Dopiero pierwszy raz w historii tych rozgrywek zdarzyło się, by ojciec zagrał z synem w jednej drużynie. Mowa o ikonie dyscypliny i całego sportu, bo taką jest przecież LeBron James. 20-letni Bronny James wszedł na parkiet cztery minuty przed końcem drugiej kwarty starcia Los Angeles Lakers - Minnesota Timberwolves. Grał przez 150 sekund, w których zanotował zbiórkę i oddał dwa niecelne rzuty. Lakersi ostatecznie wygrali 110:103. W teorii bohaterem był Anthony Davis z 36 punktami, ale najwięcej mówi się nie o nim czy samym wyniku, lecz epokowym osiągnięciu LeBrona i jego potomka. Sochan złożył ważną deklarację, chodzi o kadrę. Postawił jeden warunek Dwa pokolenia Jamesów w Los Angeles Lakers. Wielki moment w NBA - Zawsze rodzina była ponad wszystko. Straciłem mnóstwo czasu przez tę ligę, angażując się w nią, będąc w trasie. Możliwość pracowania razem z moim synem to jeden z największych darów, jakie kiedykolwiek dostałem z niebios i zamierzam w pełni wykorzystać tę szansę. Jestem z Bronny'ego bardzo dumny - powiedział 39-letni zawodnik, który w CV ma cztery zdobyte mistrzostwa NBA w dziesięciu finałach. W lutym 2023 roku został najlepszym strzelcem tej ligi w historii. Jeremy Sochan szaleje na parkiecie. Taki wyczyn Polaka, Amerykanie mogli go tylko oklaskiwać Głos zabrał także sam syn. - Pierwszy raz zameldowałem się na parkiecie, to szalony moment, którego nigdy nie zapomnę. Dano mi niesamowitą szansę, aby wejść do tej ligi i stawać się lepszym każdego dnia i uczyć się każdego dnia. Jestem po prostu niezwykle wdzięczny - zaznaczył gracz, którego Lakersi wybrali w drafcie z numerem 55. Latem podpisał z klubem czteroletnią umowę. Podkreślmy, że LeBron chce występować jeszcze co najmniej przez 2-3 lata, więc ta piękna historia prawdopodobnie będzie pisana dalej.