Przeżyjmy to jeszcze raz Lakers - Suns 99:98 (dogrywka) Stan rywalizacji 3-1 Do końca meczu pozostaje 6.1 sekundy. Na tablicy wyników jest 98:97 dla Suns, trzy "czasy" do dyspozycji trener Phoenix Mike D'Antoni. Steve Nash zatrzymuje drybling tuż przy linii bocznej i zostaje natychmiast otoczony przez trójkę zawodników Lakers. Luke Walton chwyta piłkę, Nash próbuje krzyczeć do sędziego, że chce wziąć czas, ale uniesione w górę ręce sędziego oznaczają jedno - gra będzie wznowiona rzutem sędziowskim. Walton, który ma 20 cm przewagi wzrostu nad Nashem z łatwością wygrywa rzut, piłkę łapie przy linii bocznej na 3.8 sekundy przed końcem meczu Kobe Bryant, mija jednego zawodnika Suns i rzuca nad podniesionymi rękoma znakomicie ustawionych Borisa Diawa oraz Raji Bella. Piłka wpada do kosza ułamek sekundy przed końcową syrena, Lakers wygrywają mecz 99:98. Faul czy nie faul? Nie tylko według kibiców Suns sędziowie popełnili błąd nieodgwizdując faulu na Nashu, ale sam zawodnik miał więcej pretensji o to, że zignorowano jego żądania o przerwę w grze. Faktem jednak jest, że tak doświadczony koszykarz jak rozgrywający Phoenix nie powinien popełnić błędu polegającego z jednej strony na przerwaniu kozłowania, a po drugie, przebiegnięcia z piłką w stronę linii bocznej, gdzie jest łatwiej ograniczyć jego zdolność poruszania się po parkiecie. No i wreszcie rzecz najważniejsza - nie od dziś wiadomo, że w końcowych sekundach meczów w NBA, szczególnie jeśli są to playoffs, sędziowie starają się nie decydować o wyniku meczu gwizdaniem w kontrowersyjnych sytuacjach. Bulls - Heat 93:87 Stan rywalizacji 2-2 Zapomnijmy na chwilę o tym, że Chicago oddało w tym meczu o 21 rzutów MNIEJ niż Heat, że koszykarze Miami rzucali przez cały mecz tylko PIĘĆ rzutów osobistych i że w całym meczu prowadzili w sumie tylko przez 10 sekund. Dla Miami Heat mecze Bulls miały być rozgrzewką przed potencjalnymi meczami z New Jersey Nets, a patrząc na to co się działo w United Center wyglądało to bardziej jak zapowiedź meczu bokserskiego pomiędzy Dwyane Wade i Gary Paytonem. Wszystko dlatego, że defensywa Bulls została tak ustawiona przez trenera Scotta Skilesa, że zawodnicy Miami mają tylko ułamek sekundy na podjęcie decyzji: podawać, rzucać, czy zmienić miejsce na parkiecie? Nie przeszkadza to 24-letniemu Wade'owi, ale dla Alonzo Mourninga (36 lat), Shaquille O'Neala (34 lata), Gary Paytona (38 lat) czy znanemu z tego, że defensywa zawsze była mu obca Antoine'owi Walkerowi, jest to problem z którym koszykarze Miami nie potrafią sobie poradzić. Czytanie z ust Gdyby mikrofon wychwycił wymianę zdań pomiędzy Dwyane Wade i Gary Paytonem, czwarty mecz zostałby sklasyfikowany jako film tyko dla widzów po ukończeniu 18. roku życia. W odróżnieniu od od zwykłych dyskusji między kolegami z drużyny, które zdarzają się w ferworze walki, tym razem Wade wystąpił w obronie drużyny. W bardzo dowolnym i pozbawionym lingwistycznych "kwiatków" przekładzie rozmowa miała następujący przebieg: - Dwyane: Grasz coś czy nie?! Hinrich wchodzi pod nasz kosz jakby ciebie nie było na boisku! - Gary: Zamknij się i uważaj lepiej na siebie! Gwiazda się znalazła! - Dwyane: Odp.. się! Gary: Mam cię walnąć?! Dwyane: Spróbuj, no spróbuj! Do wymiany zdań dołącza się Mourning: - Gary, Dwyane, zamknijcie się obaj. Przecież gramy! Pat Riley oraz Shaquille O'Neal nie odezwali się podczas tej wymiany zdań ani słowem. Kings - Spurs 102:84 Stan rywalizacji 2-2 "To są playoffs. Czy przegrasz mecz 50 punktami czy jednym po dogrywce, nie ma żadnego znaczenia. Każdy mecz jest inny" - powiedział w podczas ubiegłorocznych finałów wtedy jeszcze trener Detroit Pistons Larry Brown. Brown powiedział to po tym, jak jego drużyna po dwóch fatalnych meczach w San Antonio, dwukrotnie rozgromiła Spurs na własnym parkiecie. Po zwycięstwie 122:88 nad Kings w pierwszym meczu, Spurs równie dobrze mogli w tegorocznej serii przegrywać 1-3, bo w drugim spotkaniu do dogrywki doprowadził ich rzut za trzy punkty Brenta Barry w ostatnich sekundach meczu. Zmęczony i ciągle odczuwający skutki kontuzji Tim Duncan, Tony Parker mniej skuteczny w punktach i podaniach niż w sezonie zasadniczym i wreszcie Manu Ginobili, któremu Ron Artest śnić się będzie po nocach, to najkrótszy obraz obrońców tytułu mistrzowskiego przed piątym meczem serii. Manu? Gdzie jest Manu? Oprócz znakomitej gry Bonzi Wellsa, który gra o przyszłe miliony, bo jego kontrakt kończy się po ostatnim meczu playoffs, bohaterem Kings jest Ron Artest. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości co do jego umiejętności defensywnych, radzę bliżej przyjrzeć się temu, jak gra siła napędowa Spurs Manu Ginobili, kiedy Ron jest, lub go nie ma na parkiecie. W spotkaniu, kiedy Artest musiał odpoczywać na ławce rezerwowych za poczęstowanie Argentyńczyka łokciem, Manu zdobył 32 punkty. W trzech pozostałych nie ma się czym chwalić: 10 pkt, 8 pkt oraz 3 pkt. Przemysław Garczarczyk, USA.