Phoenix Suns - Utah Jazz 102:101 "Jazzmani" nie mieli jak przeciwstawić się świetnej grze Channinga Frye'a, który zanotował rekordowe w karierze 31 punktów, trafiając do tego sześć razy za trzy. Pierwsza kwarta była jego popisem. Na 29 punktów drużyny zdobył 19, trafiając wszystkie siedem rzutów z gry, w tym pięć "trójek". Jego świetna gra nie przełożyła się jednak na wysokie prowadzenie Suns, gdyż popełniali oni mnóstwo strat w pierwszej połowie spotkania, w sumie 14. Goście, którzy we wtorek zagrali bez czterech graczy z podstawowej rotacji: Andrieja Kirilenki, Mehmeta Okura, Rajy Bella i Ronniego Price'a, drugą kwartę rozpoczęli od szybkiego zdobycia dziewięciu punktów przy zaledwie dwóch Suns i długo nie oddawali prowadzenia, do przerwy było 53:50 dla nich. Początek trzeciej kwarty to dobra gra Suns, które szybko nadrobiły straty i do końca kwarty objęły prowadzenie 76:73. Ostatnią kwartę Jazz rozpoczęli od świetnej gry i wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie. Suns odpowiedziały świetną serią 11:0, która zapewniła im zwycięstwo. W końcówce bardzo mądrze egzekwowali swoje akcje w ataku grając długo i trafiając ważne wolne. Równo z końcową syreną trafił za trzy C.J. Miles, ale tylko zmniejszył stratę do punktu. Gortat zagrał łącznie 36 minut, trafił w tym czasie 5 z 10 rzutów z gry i 1 z 2 wolnych, dzięki czemu uzbierał 11 punktów, dołożył do tego 7 zbiórek, 2 asysty, 1 przechwyt i 1 blok. Koszykarze Suns na dziewięć ostatnich gier wygrali siedem (bilans sezonu 27-26), ale wciąż zajmują dziesiąte miejsce w Konferencji Zachodniej. Na ósmym, ostatnim gwarantującym występy w play off, są ich wtorkowi rywale - Utah Jazz (31-25). Phoenix Suns: Channing Frye - 31 (11 zb., 6x3), Steve Nash - 20 (14 as.), Mickael Pietrus - 11 (4 bl.), Marcin Gortat - 11 (7 zb.), Grant Hill - 10, Vince Carter - 10, Zabian Dowdell - 3, Robin Lopez - 2, Jared Dudley - 2, Goran Dragić - 2, Hakim Warrick - 0 Utah Jazz: Al Jefferson - 32 (10 zb.), C.J. Miles - 19, Paul Millsap - 13, Deron Williams - 11 (11 as.), Earl Watson - 11, Gordon Hayward - 9 (8 zb.), Jeremy Evans - 6, Francisco Elson - 0, Kyryło Fesenko - 0. Zobacz skrót meczu Phoenix Suns z Utah Jazz: Indiana Pacers - Miami Heat 103:110 Dwyane Wade zdominował pierwszą połowę, LeBron James i Chris Bosh przejęli grę w czwartej kwarcie i tak naprawdę dzięki wielkie trójce Miami Heat pokonali zdeterminowanych i młodych Indiana Pacers. Wade wyrównał rekord Miami Heat w ilości zdobytych punktów w pierwszej połowie. Zaliczył ich 31 i zrównał się z wynikiem Shermana Douglasa z grudnia 1990 roku. Całe spotkanie zakończył z 41 punktami, dzięki czemu ma już trzy spotkania powyżej 40 punktów w tym sezonie. James zdobył 27 punktów, a Bosh dodał 22 "oczka" i osiem zbiórek dla Miami. Zdobyli także 19 z 28 punktów drużyny w ostatnich 12 minutach, dzięki czemu udało im się uratować po tym, jak roztrwonili 24-punktową przewagę. Wade zdominował Mike'a Dunleavy'ego w pierwszych pięciu minutach gry, zdobywając na nim 16 punktów. Gdy trener Indiany Frank Vogel zmienił krycie i posłał na gwiazdę Heat debiutanta Paula George'a, ten od razu został ograny przez "Flasha", który trafił mu sprzed nosa. Wade zakończył pierwszą kwartę z 22 punktami, co jest jego najlepszym wynikiem w jednej kwarcie w tym sezonie i poprowadził Heat do prowadzenia 41:19. Pacers zwrócili się w stronę swoich rezerwowych. Prowadzeni przez Tylera Hansbrougha Pacers trafili 64 procent rzutów w drugiej kwarcie. Wygrali ją 35:17 i do przerwy przegrywali już tylko 54:58. Trzecia kwarta to ciągła walka o prowadzenie. Miami prowadziło 64:58, kiedy George trafił "trójkę". Darren Collison zrobił świetny przechwyt, po którym Danny Granger trafił za trzy i doprowadził do remisu na 8.33 przed końcem trzeciej kwarty. Pacers nawet wyszli na prowadzenie 73:68, gdy rzuty wolne trafił George. Miami odbiło się jeszcze robiąc serię 6:0 i utrzymywało prowadzenie do końca kwarty. Jednak w ostatniej akcji Hansbrough trafił z półdystansu i dał po trzech kwartach prowadzenie gospodarzom 83:82. Jak pisałem wyżej w czwartej kwarcie grę przejął James. Najpierw zrobił wsad dający prowadzenie 93:91, następnie trafił dobitkę nad Royem Hibbertem, co dało prowadzenie 99:94 i później gracze Pacers już się nie zbliżyli do Heat. Indiana Pacers: Roy Hibbert - 18 (7 z.b), Tyler Hansbrough - 16, Danny Granger - 14 (9 zb.), Paul George - 14, A.J. Price - 8 (5 as.), Darren Collison - 7 (5 as.), Josh McRoberts - 6, Jeff Foster - 6, Dahntay Jones - 6, Mike Dunleavy - 5, Brandon Rush - 3. Miami Heat: Dwyane Wade - 41 (12 zb.), LeBron James - 27 (5 as.), Chris Bosh - 22 (8 zb.), Erick Dampier - 9, Eddie House - 5, Zydrunas Ilgauskas - 4 (3 bl.), Mario Chalmers - 2, Mike Miller - 0, James Jones - 0, Joel Anthony - 0. Chicago Bulls - Charlotte Bobcats 106:94 Luol Deng poprowadził Bulls do zwycięstwa z drużyną Michaela Jordana - Charlotte Bobcats. Sam Jordan był obecny na meczu i siedział razem ze Scottiem Pippenem oglądając jak jego obecna drużyna walczy o playoffs. Deng zdobył 24 punkty, Derrick Rose dodał 18 i 13 asyst po dość kiepskim początku meczu i także przyczynił się do dziewiątego zwycięstwa Bulls w ostatnich 11 spotkaniach. Dla Bobcats rekord życiowy uzyskał Gerald Henderson - 22 punkty. W drugiej kwarcie Chicago prowadzili już 11 punktami, żeby po chwili roztrwonić swoją przewagę i przegrywać 42:43. Zdobyli jednak ostatnie 10 z 12 punktów w tej części gry i na przerwę schodzili prowadząc 52:45. Trzecia kwarta była podobna. Rose, który w całym spotkaniu trafił tylko 5 z 14 rzutów, a do przerwy miał tylko pięć punktów rozpoczął serię 10:2 rzucając lay-up, trafiając za trzy i wkręcając w parkiet Shauna Livingtona po kapitalnym crossoverze. Dorzucił jeszcze dwa wolne, po czym Keith Bogans trafił "trójkę" wyprowadzając Bulls na prowadzenie 69:59 na niecałe cztery minuty do końca kwarty. Bobcats jednak wrócili do meczu. Pod koniec kwarty zdobyli siedem punktów z rzędu zmniejszając stratę do 73:76. Na początek ostatniej części gry Taj Gibson trafił dwa wolne, potem na wsad G. Hendersona odpowiedział D. Rose. W kolejnych akcjach punktowali ponownie Gibson, Deng a także Omer Asik. Bulls wyszli na prowadzenie 88:75, które już kontrolowali do końca meczu. Chicago Bulls: Luol Deng - 24, Derrick Rose - 18 (13 as.), Carlos Boozer - 16 (9 zb.), Kyle Korver - 15 (3x3), Taj Gibson - 11 (3 prz.), Keith Bogans - 9, Kurt Thomas - 6, Ronnie Brewer - 5, Omer Asik - 2 (7 zb.), Brian Scalabrine - 0, James Johnson - 0, C.J. Watson - 0 Charlotte Bobcats: Gerald Henderson - 22, Stephen Jackson - 20 (6 as.), Boris Diaw - 18, Shaun Livingston - 13, Gerald Wallace - 6 (8 zb., 3 prz.), D.J. Augustin - 5 (5 as.), Nazr Mohammed - 4, Dominic McGuire - 4, Kwame Brown - 2, Derrick Brown - 0, Sherron Collins - 0. Oklahoma City Thunder - Sacramento Kings 126:96 Oklahoma City Thunder pobił swój rekord punktowy w sezonie rzucając 126 punktów przeciwko Sacramento Kings. W całym meczu Kings nie prowadzili nawet przez chwilę, a największa różnica jaką przegrywali to 32 punkty. Już w pierwszej kwarcie gracze Thunder rzucili 37 punktów, a w kolejnych nie schodzili wiele poniżej tego poziomu, zdobywając w kolejnych odpowiednio 31, 32 i 26 punktów. W całym meczu gospodarze trafiali z 50% skutecznością z gry, do tego wygrali walkę na deskach 48-42 i mieli więcej asyst 28-18. Po stronie Kings z pozytywnej strony pokazał się DeMarcus Cousins, który rzucił 21 punktów. Dla Thunder niespodziewanie najwięcej punktów uzbierał rezerwowy Daequan Cook. Oklahoma City Thunder: Daequan Cook - 20 (5x3), Kevin Durant - 17 (7 zb,), Jeff Green - 16, Nenad Krstic - 16, Serge Ibaka - 15 (9 zb., 4 bl.), James Harden - 12 (3 bl.), Russell Westbrook - 10 (11 as.), Thabo Sefolosha - 9, Eric Maynor - 7 (8 as.), Royal Ivey - 2, D.J. White - 2, Nick Collison - 0 Sacramento Kings: Demarcus Cousins - 21 (13 zb.), Omri Casspi - 14, Eugene Jeter - 13 (7 as.), Jason Thompson - 10, Beno Udrih - 10, Donte Greene - 10 (7 zb., 3 prz.), Carl Landry - 8, Samuel Dalembert - 6, Jermaine Taylor - 4, Luther Head - 0, Darnell Jackson - 0. Memphis Grizzlies - Philadelphia 76ers 102:91 Grizzlies nie chcą przerwy na mecz gwiazd i ciężko im się dziwić. Wygrali 12 z ostatnich 15 spotkań i są coraz bliżsi ósmego miejsca w walce o playoffs. Gospodarze przewagę zdobyli w pierwszej kwarcie, wygrywając ją 26:10. Gracze z Filadelfii zdobyli tylko 10 punktów, co jest ich najgorszym wynikiem pierwszej kwarty w tym sezonie. Trafili tylko 5 z 17 rzutów i sam Rudy Gay rzucił tyle, ile cała drużyna "Szóstek". Philadelphia na początku drugiej połowy zrobiła serię 16:9, zmniejszając stratę do 60:64 po wsadzie Spencera Hawesa. Potem Lou Williams rzucił sześć punktów z rzędu i wynik brzmiał już tylko 71-70 dla Memphis. Była to najmniejsza strata, jaką mieli Sixers. Grizzlies ani razu nie dali sobie odebrać prowadzenia i po trzech kwartach prowadzili 77:75. Ostatnią część gry Sixers rozpoczęli od trzech błędów z rzędu. To pomogło Grizzlies otworzyć tą część gry ośmioma punktami z rzędu i zbudować bezpieczną przewagę. Po celnym rzucie za trzy Mike'a Conleya gospodarze uciekli na 14 punktów różnicy - 95:81. Jego kolejna "trójka" dwie minuty później powiększyła przewagę do 17 punktów i praktycznie zakończyła mecz. Memphis Grizzlies: Mike Conley - 22 (4x3), Zach Randolph - 21 (10 zb., 7 as.), Sam Young - 12, Rudy Gay - 11, Tony Allen - 10, Darrell Arthur - 9 (7 zb.), Marc Gasol - 9, Jason Williams - 3, O.J. Mayo - 3, Greivis Vasquez - 2, Xavier Henry - 0 Philadelphia 76ers: Thaddeus Young - 23, Lou Williams - 18, Elton Brand - 13 (8 zb.), Jrue Holiday - 10 (5 as.), Andre Iguodala - 9 (7 zb.), Jodie Meeks - 8, Spencer Hawes - 6 (8 zb.), Darius Songaila - 2, Evan Turner - 2. Golden State Warriors - New Orleans Hornets 102:89 Pierwsza kwarta wygrana przez Hornets 32:22 nie zapowiadała końcowego rezultatu. Goście trafili 11 z pierwszych 13 rzutów, a sam Chris Paul trafił swoje cztery rzuty i rozdał pięć asyst. Na początku drugiej kwarty w kłopoty z faulami wpadli Monta Ellis i Stephen Curry i cała nadzieja na odrobienie strat była w rękach rezerwowych. Ekpe Udoh świetnie zacieśniał obronę w polu trzech sekund, Jeremy Lin i Charlie Bell spokojnie rozgrywali piłkę, a Vladimir Radmanović trafiał "trójki". Jego rzuty rozpoczęły serię 15:3, dzięki której Warriors dogonili rywali, a dopiero zaczynali się rozpędzać. Do końca kwarty uzyskali już przewagę pięciu punktów 58:53. Trzecia kwarta to już gra pierwszopiątkowych zawodników: Curry trafił dwie "trójki" z rzędu w trakcie runu 19:6, który dał Golden State prowadzenie 79:67 po kolejnej celnej "trójce", tym razem w wykonaniu Dorella Wrighta. Curry zakończył tą kwartę kolejnym rzutem za trzy wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 83:71. W ostatniej części gry poziom gry ofensywnej spadł, ale Warriors utrzymali swoją przewagę i wygrali 6 z ostatnich 8 meczów. Golden State Warriors: Monta Ellis - 21, David Lee - 16, Dorell Wright - 16 (5 as.), Stephen Curry - 14 (8 as., 3x3), Vladimir Radmanović - 13, Reggie Williams - 7, Andris Biedrins - 4, Jeremy Lin - 4, Charlie Bell - 3, Brandan Wright - 2, Ekpe Udoh - 2 (7 zb., 2 bl.) New Orleans Hornets: David West - 15 (7 zb.), Marco Belinelli - 15, Willie Green - 12, Trevor Ariza - 11, Chris Paul - 11 (10 as.), Jarrett Jack - 11, Aaron Gray - 4, Quincy Pondexter - 4, Marcus Thornton - 4, Jason Smith - 2, D.J. Mbenga - 0, David Anderson - 0. Piotr Zarychta