Podobnie jak to bywało wcześniej w Chicago Stadium, a później w United Center, nikt nie słyszał spikera mówiącego imię Jordana bo wszyscy już dawno stali i klaskali. Sami koszykarze także doskonale zdaja sobie sprawę z tego, że choć Michaela już dawno nie ma na parkiecie, jego wpływ na wszystko związane z NBA jest ciągle ogromny. Zupełnie się przy tym nie zmienił, bo jaka inna wielka gwiazda - była lub obecna - siedziałby przez prawie godzinę rozmawiając z dziennikarzami w lobby Hard Rock Hotel? Nie mówiąc o tym, że MJ musiał wysłuchiwać, że coś z jego umiejętnościami pokerowymi nie jest jak trzeba skoro odpadł już w eliminacjach turnieju zorganizowanego przez Trenta Tuckera. - Michael był i pozostanie standardem wobec którego każdy z nas jest mierzony. No i dobrze - powiedział Kevin Garnett. - Michael nawet nie wie, jaką wielką był dla mnie inspiracją - dodał Dwayne Wade. Ci, którzy nie mogli zobaczyć Jordana na żywo (czyli 99,9 proc populacji USA) zawsze mogli sobie zrobić zdjęcie jego woskowej figury w hotelu "The Venetian". Był jak żywy! Nash trenował, ale nie wydawał Steve Nash pojawił się w sobotnie popołudnie na treningu drużyny Zachodu w Mandalay Bay Casino and Resort, trochę podryblował i porzucał do kosza, ale oczywiście w niedzielnym meczu nie zagrał z powodu kontuzji ramienia. Nie zagrał także przy stołach do black-jacka i ruletki, bo jak sam przyznaje "hazard go nigdy nie interesował i nie bardzo wie, o co w tym wszystkim chodzi". Nie było więc szansy, żeby spotkać go przy jednym stoliku z Charlesem Barkley'em, któremu chyba jeszcze zostało kilka z 700 tysięcy dolarów, które wygrał stawiając na zwycięstwo Indianapolis Colts nad Chicago Bears różnicą większą niż siedem punktów. Żeby być uczciwym muszę dodać, że tym razem Sir Charles pracował dla "Boys and Girls Club" w Las Vegas, ośrodka dla nieuprzywilejowanych dzieci, zbierając dla nich zwycięstwem nad Dickiem Bavettą ponad 50 tysięcy dolarów. Ale Barkley nie byłbym Barkley'em, żeby nie dodać: -50 tysięcy czyli dwa rozdania black-jacka. Jeśli jesteśmy przy Nashu, należy się czytelnikom trochę statystyki - jego Phoenix Suns (39-13) są jednym z pięciu najlepszych drużyn w NBA - obok Dallas (44-9), Utah (35-17), San Antonio (35-18) i Houston (33-19) - i jest to pierwszy przypadek w historii NBA, by do Meczu Gwiazd jedna z konferencji miała więcej niż trzy drużyny z najlepszym bilansem zwycięstw w lidze.