"Takie słuchy (o zwolnieniu Gortata - przyp. red.) docierały do mnie, choć wydawało mi się to mało realne. Sytuacja wyjaśni się w ciągu 48 godzin, bo do tanga trzeba dwojga. Nie wiem czy Marcin trafi do mistrzowskiego Golden State, klubu w którym chciałby zagrać. Moje źródła za oceanem mówią o tym, że Warriors są wstępnie zainteresowani Marcinem, ale czekają na rozwój wydarzeń. Może jakiś kolejny klub zwolni innego koszykarza, który będzie po prostu lepszą opcją dla mistrzów" - powiedział 36-letni Szewczyk, który został wybrany w drafcie do ligi NBA w 2003 r. przez Milwaukee Bucks i grał kilka sezonów w lidze letniej za oceanem, ale kontraktu z Bucks nie podpisał. Przez 48 godzin nazwisko Gortata będzie widniało na liście zwolnionych zawodników, a w tym czasie może go przejąć każdy klub, ale razem z obowiązującym kontraktem, gwarantowanym w wysokości 13 565 218 dolarów. Szewczyk, dwukrotny mistrz Polski (2016 i 2018), który występował z Gortatem m.in. w mistrzostwach Europy koszykarzy rozgrywanych w Polsce w 2009 r., nie wie jaką decyzję dotyczącą przyszłości podejmie łodzianin, który w lutym będzie obchodzić 35. urodziny. "Marcin kiedyś mi powiedział, że jeśli zakończy kontrakt i miałby grać za przysłowiowe "frytki" to będzie się długo zastanawiał, czy podpisze nowa umowę. Ci zrobi teraz nie wiem. Życzę mu jak najlepiej, by trafił tam gdzie chce" - dodał środkowy. Sam Gortat lakonicznie opisał decyzję Clippers, pisząc na Twitterze: "To była wspaniała jazda". Zdaniem Szewczyka nie jest to łatwa sytuacja dla Gortata, który trafił do LA Clippers przed obecnym sezonem z Washington Wizards. W 47 meczach przebywał na parkiecie średnio 16 minut i miał 5 pkt oraz 5,6 zbiórki. "Na pewno uczuciem dominującym w takich sytuacjach, czy w przypadku kontuzji, co akurat zdarzało mi się kilka razy w karierze, jest niepewność. Jeżeli jednak jest determinacja i samozaparcie, chęć gry na jakimś poziomie, to nic, żadna sytuacja nie jest w stanie cię powstrzymać" - dodał szczecinianin. Gortat jest trzecim urodzonym w Polsce koszykarzem, któremu udało się zagrać w NBA. Przed nim byli Cezary Trybański i Maciej Lampe, którzy jednak kariery nie zrobili i wrócili do Europy. Syn Janusza Gortata, dwukrotnego brązowego medalisty olimpijskiego w boksie, na parkietach za oceanem spędził 13 sezonów. W 2005 roku został wybrany z 57. numerem przez Phoenix Suns, ale "Słońca" od razu oddały go do Orlando Magic. Na Florydzie zadebiutował dopiero 1 marca 2008 roku w zwycięskim meczu z New York Knicks (118:92), gdy przebywał na parkiecie 141 sekund. Na debiut w pierwszej piątce musiał czekać do 15 grudnia tego roku. W wygranym spotkaniu z Golden State Warriors (109:98) zastąpił kontuzjowanego Dwighta Howarda, uzyskując 16 pkt i 13 zbiórek. W tym samym sezonie zasmakował gry w finałach NBA, ale Magic przegrali z Los Angeles Lakers 1-4. W grudniu 2009 roku, kiedy został oddany do Phoenix, gdzie z rozgrywającym Suns Kanadyjczykiem Stevem Nashem stworzył dobrze funkcjonujący duet. Sezon 2011/12 to do dziś najlepszy okres łodzianina w karierze. Asysty Nasha sprawiły, że zdobywał średnio 15,4 pkt. Przed rozgrywkami 2013/14 klub z Arizony oddał go do Wizards, gdzie spędził pięć lat. W 2014 roku podpisał wygasającą właśnie pięcioletnią umowę opiewającą na 60 mln dolarów. Łącznie gra w NBA przyniosła mu 95 mln.