Podczas wtorkowego spotkania z waszyngtońskimi dziennikarzami Gortat przyznał, że przed nowym sezonem może zmienić klub. W poniedziałek Wizards przegrali decydujący o awansie do finału Konferencji Wschodniej mecz z Boston Celtics i sezon się dla nich skończył. Gortat w 2014 roku podpisał z Wizards pięcioletni kontrakt opiewający na 60 milionów dolarów. Do jego wygaśnięcia pozostały więc jeszcze dwa lata i tylko od decyzji władz klubu zależy czy 33-letni łodzianin pozostanie w Waszyngtonie, czy oddadzą go do innego klubu. - Wiem jak ten biznes działa i jestem gotowy na wszystko. Jestem najstarszy w drużynie, a klub zakontraktował rok temu grającego na tej samej pozycji Iana Mahinmiego. Latem razem z moim agentem spotkamy się z generalnym menedżerem Wizards i zobaczymy co z tego wyniknie - powiedział Gortat. "Czarodzieje" rozegrali najlepszy sezon od rozgrywek 1978/79, kiedy dopiero w wielkim finale ulegli Seattle SuperSonics. Drużynę napędzają dwaj wciąż młodzi, świetni gracze obwodowi - 26-letni rozgrywający John Wall i trzy lata młodszy strzelec Bradley Beal. To oni stanowią rdzeń zespołu, do którego będą dopasowywane pozostałe elementy. Jeśli w Waszyngtonie naprawdę poważnie myślą o stworzeniu drużyny z mistrzowskim potencjałem, to zmiany są konieczne. Przede wszystkim dzięki Wallowi i Bealowi drużyna nie ma problemu ze zdobywaniem punktów. Słabą stroną jest natomiast gra w obronie oraz niemal bezproduktywni rezerwowi. W fazie play off tylko trzy drużyny pozwalały zdobywać rywalom więcej punktów niż Wizards. Natomiast jak niewiele wnoszą zawodnicy z ławki doskonale pokazał ostatni mecz z Celtics, w którym łącznie zdobyli tylko pięć punktów, wobec aż 48 uzyskanych przez rezerwowych z Bostonu. Gortat mimo swojego wieku może być wartościową kartą w ewentualnej wymianie. Atutami polskiego środkowego są m.in. odporność na kontuzje oraz względnie niskie zarobki. Obecnie wyższe kontrakty podpisują zawodnicy o mniejszym potencjale niż on. - W tym sezonie nie opuściłem żadnego meczu, ani nawet treningu. Drużyna miała świetny sezon, ja siebie oceniam przeciętnie, może dobrze. Gram na najbardziej niedocenianej pozycji. W NBA nie szanuje się już środkowych, nie uważa się ich za cenną część drużynowej układanki. Tymczasem ja na wiele sposobów poświęcałem się, abyśmy wygrywali; walczyłem o zbiórki, stawiałem zasłony. Nie możesz mieć w zespole tylko zawodników zdobywających punkty - utyskiwał Gortat. Jednoznaczna ocena Polaka nie jest łatwa. Wymagania wobec centrów rzeczywiście się zmieniły. Dziś znacznie rzadziej ogląda się zawodników grających tyłem do kosza, natomiast nawet od wysokich graczy oczekuje się, że będą celnie rzucali z dystansu. Gortat tej umiejętności już nie nabędzie. Nie brakuje natomiast takich, którzy do nowej rzeczywistości się przystosowują, jak choćby Hiszpan Marc Gasol (Memphis Grizzlies), czy grający w Celtics Al Horford. Zresztą wszechstronny reprezentant Dominikany uwidocznił inny mankament Gortata - grę w obronie. Gortat nie jest zwrotny i wyciągnięty ze strefy podkoszowej ma problemy. Nie znaczy to jednak, że na środkowych ze starej szkoły zapotrzebowanie całkowicie zniknęło. Posiadanymi umiejętnościami od Polaka niewiele różni się na przykład Tristan Thompson z broniącej tytułu ekipy Cleveland Cavaliers. Zmiana stylu gry w NBA spowodowała, że tacy zawodnicy nie błyszczą w ofensywie. Nie oddają wielu rzutów i tym samym ich punktowy dorobek nie jest duży. Dla wielu kibiców, to oznaka bycia słabym, a Gortat niewątpliwie ma rację mówiąc, że potrzebni są także ci, którzy wykonują brudną robotę. On w play off jest trzecim najlepiej zbierającym, a po jego zasłonach Wall i Beal znacznie łatwiej wychodzili na czyste pozycje. Być może włodarze Wizards rzeczywiście będą sondowali rynek, starając się dowiedzieć kogo mogliby w zamian za niego otrzymać. Na ewentualne decyzje trzeba jednak poczekać, bo ruchy transferowe staną się możliwe dopiero w lipcu.