Jazzmeni ulegli w Salt Lake City Toronto Raptors 95:104, a "Słońca" okazały się gorsze, po dogrywce, od Cleveland Cavaliers (109:114). W spotkaniu, które odbyło się w Gund Arena, najjaśniej świeciła gwiazda LeBrona Jamesa. Zeszłoroczny numer jeden draftu w całym spotkaniu rzucił 38 punktów, z tego 17 w czwartej kwarcie, kiedy to "Kawalerzyści" potrafili odrobić 19-punktowy deficyt i doprowadzili do dogrywki (99:99). 17 "oczek" Jamesa w tej części gry to było o trzy więcej niż całej drużyny z Phoenix. Odrobienie tak dużej straty w czwartej kwarcie to klubowy rekord. Poprzedni, "tylko" 15 punktów, został ustanowiony 7 marca 1971 roku w meczu przeciwko Detroit Pistons. Jednak to nie James bezpośrednio zapewnił zespołowi z Cleveland dodatkowe pięć minut gry. Uczynił to center Zydrunas Ilgauskas, który na 3,6 s przed końcową syreną trafił za trzy punkty. Ta "trójka" była dopiero czwartym celnym rzutem Litwina zza łuku w karierze. W dogrywce "Kawalerzyści" zdobyli pierwszych osiem punktów z rzędu (107:99) i nie oddali już tego prowadzenia. Oprócz Jamesa w ekipie z Cleveland dobre spotkanie rozegrał wspomniany Ilgauskas (24 punkty) oraz Drew Gooden (16 "oczek" i 21 zbiórek). W drużynie z Phoenix przez dwie minuty na parkiecie przebywał Maciej Lampe, ale Polak nie zdobył żadnego punktu, (0 z 2 z gry), zanotował za to jedną zbiórkę, miał jedną stratę i raz faulował rywala. Jazzmenom ciężko było wygrać mecz z Raptors, jeżeli kompletnie zawiódł ich lider Andriej Kirilenko. Rosjanin zdobył tylko dziewięć punktów, przy fatalnej skuteczności (3 z 11 z gry). Drużynie z Utah nie pomogła dobra postawa rezerwowego Rajy Bella, który rzucił 20 "oczek". Ekipa z Toronto była w tym meczu po prostu zespołem. Dowodzi tego fakt, że wszyscy zawodnicy z pierwszej piątki mieli podwójne zdobycze punktowe. Najwięcej "oczek" rzucił Chris Bosh (20), ale ważne punkty dodał też Ralf Alston, który pod koniec meczu pozwolił Raptors odskoczyć na dziewięć punktów (od 91:89 do 104:93). Ten okres gry ekipa z Toronto wygrała 13:4, a Alston zdobył w tym czasie siedem "oczek". Mocno zapłaciły w czwartek, za środowe wygrane, zespoły Indiany Pacers i Sacramento Kings. Pacers, którzy dzień wcześniej pokonali Minnesotę Timberwolves i to na wyjeździe 102:101, tym razem przegrali w Conseco Fieldhouse z Los Angeles Clippers aż 68:102. To była pierwsza porażka Indiany w tym sezonie, a równocześnie pierwsza wygrana Clippersów w hali Pacers od sześciu spotkań. Pacers prowadzili w pierwszych minutach 12:4, ale od tego czasu na parkiecie dominowali już koszykarze z Los Angeles, wśród których najwięcej punktów zdobył Elton Brand (19), dokładając do tego aż 16 zbiórek, swój rekord w sezonie. Z kolei Kings, którzy w środę ograli Raptors, w czwartek nie mieli nic do powiedzenia w spotkaniu w Seattle z SuperSonics. Gospodarze wygrali 108:78, mając liderów w osobach Raya Allena (20 punktów), Rasharda Lewisa (18) i Luke'a Ridnoura (17). Chris Webber, skrzydłowy ekipy z Sacramento, który dzień wcześniej zaliczył triple-double, tym razem zagrał fatalnie. Zdobył tylko 11 punktów, trafiając 2 z 11 rzutów z gry. Klęski w Memphis doznała drużyna Los Angeles Lakers. Grizzlies wygrali łatwo 110:87. To była trzecia z rzędu porażka "Jeziorowców" w Memphis. Gospodarzy do pierwszego zwycięstwa w rozgrywkach poprowadzili Pau Gasol (22 punkty) i Shane Battier (18), dla których było to największe zdobycze w tym sezonie. Z kolei lider Lakers Kobe Bryant rzucił najmniej "oczek" w bieżących rozgrywkach (20), notując przy tym słabą skuteczność z gry (4 z 19). W ogóle skuteczność była w czwartek piętą achillesową ekipy z Los Angeles. Wyniosła ona bowiem tylko 37 procent (28 z 76 z gry). Zobacz wyniki i zdobywców punktów w meczach z 10 listopada