Lakers musieli wygrać wtorkowy pojedynek, by zachować szansę na obronę mistrzowskiego tytułu. W tym meczu można powiedzieć, że zostały wyrównane siły podkoszowe. Już w połowie pierwszej kwarty boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Kendrick Perkins (0 pkt, 1 zb). Z kolei po stronie Lakers cały czas w pełni sił nie jest Andrew Bynum. Tym razem zagrał 16 min i rzucił w tym czasie 2 pkt i zebrał 4 piłki. Zapewne taki stan rzeczy wpłynął też częściowo na zdominowanie tablic przez Lakers. Wygrali zbiórki w stosunku 52:39 oraz zdobyli 40 punktów z pod kosza, a Celtics 32. "Jeziorowcy" byli bardzo zdeterminowani. Mniej więcej od połowy pierwszej kwarty zaczęli uciekać rywalom i powiększać swoją przewagę. Ten mecz toczył się na ich warunkach. Po pierwszej kwarcie było 28:18. Lakers walczyli i dobrze bronili. Nie było dla nich piłek straconych. Widok Farmara, Fishera czy Odoma rzucających się po piłkę nikogo nie dziwił. Na 5 minut przed końcem drugiej kwarty LAL odskoczyli na 20 punktów. To był już taki niezwykle wyraźny znak kto dzisiaj dominuje. Pod koniec tej odsłony wkradł się mały zastój w poczynania obydwu ekip, ale zawodnicy schodzili do szatni przy prowadzeniu Lakers 51:31. W trzeciej kwarcie obraz gry niewiele się zmienił. Lakers tylko powiększyli swoją przewagę i po 36 minutach gry było 76:51. Czwarta kwarta to już totalne rozluźnienie z jednej jak i drugiej strony. Każdy już wiedział, że będzie potrzebny siódmy mecz. Oglądaliśmy przez to sporo niecelnych rzutów. Było to jedyne starcie w tym meczu wygrane przez Boston (16:13). Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 89:67 dla gospodarzy. Najlepszym strzelcem ekipy z L.A. Był oczywiście Kobe Bryant. Tym razem rzucił jednak tylko 26 pkt, czyli poniżej swojej średniej finałowej. Miał też do tego 11 zbiórek. Te osiągnięcia nie były jednak w tym meczu najważniejsze. Tym razem Lakers mieli prawdziwą drużynę z krwi i kości, a nie tylko KB24. Jak walczyli - to razem, jak bronili - to razem, jak punktowali - to razem. Właśnie tylko tak grając mogą myśleć o mistrzostwie. Pau Gasol otarł się nawet o triple-double. Hiszpan zdobył 17 pkt, miał 13 zbiórek i 9 asyst. Był najlepiej zbierającym i podającym swojego zespołu. Dobrze spisał się również Ron Artest, który zdobył 15 pkt. Podkreślę jednak jeszcze raz - brawa należą się dla całego zespołu. Sytuacja na parkiecie pozwoliła trenerom wpuścić na parkiet zawodników ostro przyspawanych do ławki rezerwowych, którzy jeszcze nie mieli okazji pokazać się w tych finałach. Phil Jackson wprowadził do gry Josha Powella (8 min, 0/2 z gry, 1 zb) oraz D.J. Mbengę (3 min, 0/1 z gry, 1 zb, 1 faul). Natomiast Doc Rivers pozwolił, żeby parkiet powąchał Marquis Daniels (4 min, 5 pkt oraz po jednej zbiórce, stracie i faulu). Co zawiodło w Bostonie? Niby Ray Allen rzucił 19 pkt, Paul Pierce 13, Kevin Garnett 12, a Rajon Rondo 10. Oprócz wspomnianej już deski zawiodła strasznie ławka rezerwowych Celtics. Na pierwsze punkty zmienników C's musieliśmy czekać aż 38 minut. W całym meczu rezerwowi Bostonu zdobyli 13 punktów i to wszystkie w momencie, gdy mecz był już rozstrzygnięty. Dla porównania, rezerwowi Lakers uzbierali 25 "oczek". Ray Allen wreszcie przełamał swoją niemoc strzelecką w rzutach dystansowych. Dzisiaj miał 2/5 za trzy. Zapewne wolałby jednak cały czas nie trafiać, a cieszyć się już z kolejnego mistrzostwa.... Blado wypadł Rajon Rondo. Rozgrywający "Celtów" miał 10 pkt i 6 asyst, ale przyzwyczaił nas do lepszej gry. Jest bardzo ważnym ogniwem Bostonu, ale zawodzi. Zaczynam się zastanawiać czy to C's grają dobrze, bo Rondo akurat gra dobry mecz czy może Rajon gra dobry mecz, bo reszta drużyny gra bardzo dobrze. Kto tutaj od kogo jest uzależniony? Obrońcy Lakers wiedzą cały czas, że mogą kryć go na dystans, bo i tak nie grozi dobrym rzutem. Zdarzają mu się nawet okropne airballe. Na dodatek w finałach beznadziejnie wykonuje rzuty wolne. Na chwile obecną ma w tym elemencie 4/17, co daje jakieś niecałe 24 procent skuteczności. Ostatni mecz tego sezonu, i zarazem ten najważniejszy, odbędzie się w nocy z czwartku na piątek o godzinie 3 polskiego czasu. Miejsce ostatecznego starcia: hala Staples Center w Los Angeles. Będzie się działo! Finał NBA Los Angeles Lakers - Boston Celtics 89:67 (28:18, 23:13, 25:20, 13:16) Lakers: Bryant 26 (11 zb), Gasol 17 (13 zb), Artest 15, Vujacic 9, Odom 8 (10 zb), Fisher 4, Brown 4, Farmar 4, Bynum 2, Powell 0, Mbenga 0, Walton 0 Celtics: R. Allen 19, Pierce 13, Garnett 12, Rondo 10, Robinson 6, Daniels 5, T. Allen 2, Perkins 0, Wallace 0, Davis 0, Williams 0, Finley 0 Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw) 3-3. Mac <a href="http://enbiej.blog.interia.pl/?id=1907683">Dyskutuj o NBA na naszym blogu!</a>