25-letni Irving w Cavaliers grał od początku kariery. Przez klub ze stanu Ohio został wybrany z numerem jeden w drafcie w 2011 roku. 12 miesięcy później otrzymał nagrodę dla najlepszego debiutanta. Cztery razy występował w Meczu Gwiazd, a w ubiegłym roku w Rio de Janeiro sięgnął z reprezentacją USA po złoty medal igrzysk olimpijskich. Kiedy w 2014 roku do Cleveland wrócił LeBron James, zespół z nimi w składzie stał się automatycznie jednym z faworytów rozgrywek. I rzeczywiście "Kawalerzyści" w trzech ostatnich sezonach docierali do finału. Za każdym razem grali w nim z Golden State Warriors, a sięgnąć po tytuł udało im się tylko w 2016 roku. Wówczas to właśnie Irving na 53 sekundy przed końcem siódmego decydującego meczu trafił kluczowy rzut za trzy punkty. W minionym sezonie Cavaliers z "Wojownikami" praktycznie jednak nie nawiązali walki. W lipcu, kilka tygodni po finale Irving poinformował, że zwrócił się do klubu z prośbą o transfer. Nie podobała mu się atmosfera, a także chce odgrywać większą rolę i nie być już w cieniu Jamesa. Jego postawa zaskoczyła koszykarski świat, bo obecnie największe gwiazdy starają się łączyć siły, aby zwiększyć swoje szanse na tytuł. Przywoływano choćby przykład Los Angeles Lakers. "Jeziorowcy" byli najlepsi w latach 2000-02, choć napędzający ich grę Kobe Bryant i Shaquille O'Neal delikatnie mówiąc za sobą nie przepadali. Irvinga łączono z drużynami, które obecnie nie odgrywają dużej roli, jak New York Knicks czy Phoenix Suns. Przejście do Celtics jego chęć odejścia stawia jednak w zupełnie innym świetle. Bostończycy byli najlepsi na Wschodzie w ostatnim sezonie regularnym, ale w finale Konferencji ulegli Cavaliers 1-4. Wciąż będzie więc miał okazję walczyć o najwyższe cele, tym bardziej, że "Celtowie" tego lata są bardzo aktywni. Wcześniej zakontraktowali skrzydłowego Gordona Haywarda, grającego ostatnio w Utah Jazz. Z czysto sportowego punktu widzenia trudno ocenić, kto na tej wymianie zyskał bardziej. Irving to niekwestionowana gwiazda, ale grający na tej samej pozycji trzy lata starszy Thomas poprzedni sezon miał świetny. Średnio w meczu uzyskiwał 28,9 pkt oraz 5,9 asyst (Irving 25,2 oraz 5,8). Bostończycy musieli oddać jeszcze Jae'a Crowdera, Chorwata Antego Zizica oraz jeden z przyszłorocznych wyborów w drafcie. - To dla nas bardzo trudny moment, ale jednocześnie niezwykle ekscytujący. Isaiah i Jae mieli wielki udział w naszych ostatnich sukcesach. Z drugiej strony udało nam się pozyskać niezwykle utalentowanego koszykarza, świetnego w ofensywie. Nic dziwnego, że musieliśmy za niego oddać tak wiele - przyznał Danny Ainge, generalny menedżer Celtics. Największą korzyścią Celtics jest długoterminowa stabilność. Co prawda za zbliżający się sezon Thomas otrzyma zaledwie 6,2 mln dolarów (Irving prawie 19 mln), ale to ostatni rok obowiązywania kontraktu. Sam zawodnik już wcześniej podkreślał, że przy okazji kolejnej umowy będzie oczekiwał maksymalnego możliwego wynagrodzenia, co może oznaczać nawet ponad 25 mln za sezon. Kontrakt Irvinga natomiast jest ważny jeszcze trzy lata. Irving i Thomas to kolejni uczestnicy ostatniego Meczu Gwiazd, którzy tego lata zmienili klub. Łącznie było ich już sześciu - takiej rotacji najlepszych koszykarzy wcześniej w NBA nie widziano. Klubowe barwy, oprócz wspomnianego już Haywarda, zmienili również: Jimmy Butler (z Chicago Bulls do Minnesota Timberwolves), Paul George (z Indiana Pacers do Oklahoma City Thunder) i Paul Millsap (z Atlanta Hawks do Denver Nuggets).