Jakub Żelepień, Interia: Jak powinienem się do ciebie zwracać? Jeremy, Jeremi, Juliusz, JJ? Jeremy Sochan: Jakkolwiek chcesz! Każda forma jest dla mnie w porządku, nie mam problemu z tym, jak ludzie się do mnie zwracają. A jak wołają na ciebie koledzy w szatni? Kiedy byłem na zgrupowaniu reprezentacji, mówili na mnie "JJ" albo "J". W Stanach najczęściej po prostu Jeremy. Wiem, że sam siebie lubisz czasem określać mianem "obywatela świata". Przed rokiem w wywiadzie pytałem Wiktora (ojczym Jeremiego - przyp. red.) i twoją mamę, co to ich zdaniem oznacza. Teraz chcę o to samo zapytać ciebie. A co powiedzieli? Że doceniasz multikulturowość, różnorodność i nie chcesz wskazywać jednego kraju jako swojego. Zgadzam się w takim razie z nimi. Wyznaję zasadę: "bądź sobą". Niezależnie od tego, czy chcesz być koszykarzem, nauczycielem czy kimkolwiek innym. Każdy z nas ma swoją drogę, swoje opinie i poglądy. I to jest dobre. Jeśli chodzi o mnie, zebrałem w życiu mnóstwo różnych doświadczeń, mieszkałem w kilku krajach. Do Polski przyjeżdżałem na wakacje albo na święta, aby spotykać się z rodziną. Doświadczyłem polskości na różne sposoby. Mam na myśli przede wszystkim kulturę. Czego nauczyło cię życie nomada? Poznałem różne kultury, nawiązałem przyjaźnie z ludźmi z całego świata. To pomogło mi otworzyć głowę i zrozumieć, że nie ma jednego najważniejszego punktu w życiu. Trzeba próbować różnych rzeczy i dobrze się przy tym bawić. Być szczęśliwym z tego, czego się doświadcza. Po prostu żyć. W twoim przypadku mówimy o życiu profesjonalnego sportowca, a to naturalnie wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Miałeś kiedyś poczucie, że chciałbyś być zwykłym nastolatkiem, wałęsać się po ulicach i robić głupoty ze znajomymi? Wiesz, ja gram w koszykówkę prawie 21 lat, bo robię to od dziecka. Piłka była ze mną od początku - czy to jako zabawa, czy to jako gra dla nastolatków, czy teraz w NBA. Kocham ten sport i zawsze chciałem uczynić z niego swój sposób na życie. Czy to, że jestem profesjonalistą, oznacza jednak, że nie mogę się przy okazji dobrze bawić i żartować z kolegami? Uważam, że wręcz przeciwnie. Jest czas na pracę, ale jest też czas na relaks, na wygłupy. Oczywiście, prowadzę się sportowo, dbam o swoje zdrowie fizyczne i mentalne, zostaję po treningach, ćwiczę indywidualnie, analizuję mecze swojej drużyny i przeciwników, ale nie zapominam o tym, że jest też życie poza sportem. Odejdźmy na chwilę od koszykówki, bo mam wrażenie, że otwartość twojego umysłu jest wręcz niespotykana. Liczyłeś kiedyś, ile masz pasji pozasportowych? Oj, dużo. Sam nie wiem, ile tego jest, a przypuszczam, że znalazłyby się też takie hobby, o których jeszcze nie mam pojęcia, że istnieją. Często próbuję nowych rzeczy i kiedy mi się podobają, to szybko zamieniają się w moją kolejną pasję. No to po kolei. Wiem, że na pewno muzyka jest jedną z tych pasji, a najlepszym dowodem jest kawałek "Jeremy Sochan", który nagrał Oki, a ty wystąpiłeś z nim w teledysku. Jak to się w ogóle zaczęło? Zaczęło się... na Instagramie. Nawzajem się zaobserwowaliśmy, później zaczęliśmy wysyłać do siebie wiadomości prywatne. Trochę pogadaliśmy, poznaliśmy się. Oki jest naprawdę spoko gościem! Jest przede wszystkim normalny, a to przecież facet z ogromną liczbą fanów, ze statusem gwiazdy. Mógłby chodzić z zadartym nosem, uważać się za najlepszego i nikogo do siebie nie dopuszczać. Tymczasem jest naprawdę sympatyczny, fajny. Był u mnie w Ameryce, jeździliśmy po mieście i jedliśmy razem, dobrze spędziliśmy czas. Nadal utrzymujecie kontakt? Tak, kilka dni temu napisał do mnie, że ma nowy album, chwilę o nim porozmawialiśmy. Należy spodziewać się kolejnych piosenek z twoim udziałem? Nie wiem, nie wiem, zobaczymy. Oki ma latem koncerty, wystąpi też na kilku festiwalach, więc mam nadzieję, że uda mi się pójść na jeden z jego występów, gdy będę w Polsce. Kolejna pasja - sztuka. Słyszałem, że twoimi szczególnymi względami cieszy się Salvador Dali. Jego dzieła są po prostu piękne, zachwycają mnie za każdym razem, gdy je widzę. To niesamowite, jak potrafił tworzyć poszczególne kształty, łączyć je na płótnie w spójną całość. Poza tym niosą za sobą przesłanie - nie do końca jasne, ale każdy z nas może odnaleźć je według własnej interpretacji. Obrazy Dalego dają mi spokój ducha. Masz wytatuowane jakieś dzieła Dalego? Bo - swoją drogą - tatuaże to też twoja pasja. Chyba nie, przynajmniej sobie nie przypominam. Mam ich za dużo, żeby o wszystkich pamiętać (śmiech). Ostatnio przybył ci nowy - tym razem na plecach. Spędziłem dwa dni w studiu tatuażu. Bolało trochę, ale musiałem go zrobić. Byłem w galerii sztuki naszego znajomego w San Antonio razem z mamą i zauważyłem tam obraz, który bardzo mi się spodobał. Przedstawiał kobietę, jej dziecko i dwie położne. Poczułem, że chcę coś podobnego mieć na swoim ciele. To rodzaj hołdu dla najważniejszych kobiet w moim życiu - mamy, babć i cioć, które dały mi bardzo dużo, pomagały na co dzień. Skoro mowa o rodzinie, to masz też wytatuowany napis "Love is stronger than blood". Z dobrych źródeł wiem, że odnosi się do twoich najbliższych. Zdecydowanie tak. Wiktor nie jest moim biologicznym ojcem, ale odkąd pojawił się w moim życiu, czuję, że jest mi niezwykle bliski. Cała jego rodzina zaakceptowała mnie i od początku traktowała jak swojego. To dla mnie duża sprawa i ten cytat jest tego dowodem. Kończąc temat pasji, chcę zapytać cię o jeszcze jedną z nich - piłkę nożną. Dlaczego kibicujesz akurat Arsenalowi? Przez Wiktora, to on im zawsze kibicował. Jako dziecko siłą rzeczy miałem kontakt z tym klubem, bo leciały u nas w domu mecze "Kanonierów". Spodobała mi się energia w grze tych zawodników, to wszystko było takie płynne i emocjonujące. No i w ten sposób kibicowanie Arsenalowi przeszło na mnie. Wróćmy do koszykówki. Jak obecnie u ciebie ze zdrowiem? Zdążysz wrócić do pełnej dyspozycji przed lipcowym zgrupowaniem reprezentacji, aby pomóc w walce o igrzyska? Rehabilitacja przebiega dobrze, nie ma komplikacji po zabiegu. Lekarze ocenili, że musiałem się jemu poddać, bo w dłuższej perspektywie wyjdę na tym lepiej. Nie jestem jeszcze gotowy w 100 procentach, ale w ostatnim czasie robię szybkie postępy. Zacząłem już biegać, wykonuję też ćwiczenia typowo koszykarskie. Co do drugiej części pytania - nie mogę się doczekać, aż przyjadę do Polski i pomogę drużynie. Uważam, że mamy dobry skład, który jest szczególnie mocny w defensywie. A propos Polski - będziesz chciał powtórzyć to, co zrobiłeś rok temu? Mam na myśli przyjazd do kraju, wspólny trening z dziećmi, spotkania z kibicami, rozdawanie autografów. Myślę, że znowu coś takiego zrobimy, uważam, że wręcz musimy. Kibice dają nam tyle wsparcia i energii, że powinniśmy się im w jakiś sposób odwdzięczyć. W zeszłym roku byłem w szoku, jakie zainteresowanie wywołał mój przyjazd. Spodziewałem się, że przyjdzie sporo ludzi, ale nigdy nie przewidziałbym, że aż tylu! Przestraszyłeś się tego wszechobecnego tłumu? Nie, ja nie, bardzo mi się to podobało. Chciałem takiego chaosu, zamieszania. Jeżeli jest zapewnione bezpieczeństwo, to nie mam nic przeciwko. Myślę jednak, że Wiktor i Michał Pacuda (współpracownik Jeremiego odpowiedzialny za jego PR i Marketing w Polsce - przyp. red.) trochę się wystraszyli skali tego wszystkiego. Ale wyszło dobrze! W Stanach Zjednoczonych też wzbudzasz takie zainteresowanie? Mógłbyś spokojnie przejść przez centrum San Antonio? Myślę, że byłoby trudno. Wiesz, tutaj w San Antonio mamy ogromną grupę kibiców, klub znaczy dla nich bardzo wiele. Kochają nas, a my kochamy ich. Kiedy San Antonio Spurs będzie drużyną gotową do walki o najwyższe cele? Myślę, że w najbliższym sezonie zaliczymy postęp. Dużo się przez ostatnie miesiące nauczyliśmy, przystosowaliśmy się do naszych ról na parkiecie. Jesteśmy młodą drużyną i mamy jeszcze czas na to, aby dołączyć do walki o mistrzostwo. To nie stanie się od razu, ale wierzę i mam nadzieję, że będziemy coraz bardziej konkurencyjni. Jest w nas ogromna chęć rozwoju i osiągania wielkich rzeczy. Kto jest twoim zdaniem najlepszym koszykarzem w historii NBA? Kevin Durant. Nie było lepszego zawodnika, jeśli chodzi o grę w ofensywie. Ma 211 centymetrów wzrostu, a rzuca fenomenalnie. Do tego świetnie kozłuje, jest szybki, zwrotny, dynamiczny. Nie da się go zatrzymać, robi na parkiecie wszystko, na co ma ochotę. To zawodnik kompletny. No to na koniec pytanie spoza sportu. Nadal jesteś singlem czy coś się w tej materii zmieniło? Cały czas singiel. Mam nadzieję, że będę wkrótce w Polsce na trochę dłużej, więc zobaczymy, czy znajdę kogoś dla siebie. Jakie wymagania? Żeby była fajna i normalna. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia