W sobotę Pacers pokonali na wyjeździe Boston Celtics 97:70, a Mavs rozgromili Houston Rockets 116:76. W półfinałach, zaczynających się 9 maja, ich przeciwnikami będą Detroit Pistons i Phoenix Suns. W meczu rozgrywanym we FleetCenter prawie wszystko przemawiało za gospodarzami. W siódmych meczach playoffs bilans "Celtów", gdy grali na własnym parkiecie, wynosił 14-2, natomiast Pacers 1-3, z tym, że koszykarze z Indianapolis nigdy nie wygrali na wyjeździe. W tej serii Pacers nie mieli jednak problemów z wygrywaniem w Bostonie, wcześniej zwyciężyli we FleetCenter w meczach numer dwa i pięć. W sobotę wszystko rozstrzygnęło się w trzeciej kwarcie, po której goście prowadzili 64:50. W czwartej z bardzo dobrej strony pokazał się Fred Jones, zdobywając wtedy 13 ze swoich 16 punktów, dzięki któremu Pacers zwiększali przewagę (70:52 na 9.27 przed końcem i 76:55 na 7.33). W całym spotkaniu dobrze zagrał także Stephen Jackson, który rzucił 24 "oczka", trafiając 8 z 13 rzutów z gry. - Walczysz tak ciężko, aby w playoffs mieć przewagę swojego parkietu, a to nic nie dało. Gdyby mi ktoś powiedział, że przegramy trzy mecze z rzędu we FleetCenter, nigdy bym mu nie uwierzył - powiedział zrozpaczony Antoine Walker, skrzydłowy Celtics. Koszykarze gości podkreślali po meczu, że grali przede wszystkim dla Reggiego Millera, który zapowiedział, że po zakończeniu tego sezonu kończy karierę. - To jest nasz lider, dlatego cieszę się, że będzie miał okazję zagrać w następnej rundzie - stwierdził Jones. - To za duża presja dla nich. Powinni myśleć o innych rzeczach. Miałem świetną karierę, bez względu na to, co wydarzyłoby się w sobotę. Zawsze powtarzam, że wygrywać powinni dla siebie - dodał Miller. W półfinale Konferencji Wschodniej Pacers trafiają na Pistons. Pierwsze spotkanie już w poniedziałek w The Palace of Auburn Hills. Tam w listopadzie ubiegłego roku doszło do przepychanek koszykarzy obu drużyn i kibiców "Tłoków". W ich wyniku piątka graczy z Indianapolis została ukarana przez NBA, najbardziej Ron Artest, który nie może grać do końca tego sezonu. - Ta bójka działała bardziej na media i kibiców. Ja jestem ponad to. Cieszę się, że będę mógł ponownie zagrać w Detroit - powiedział Jackson, jeden z ukaranych koszykarzy. W przypadku "Rakiet" zadziałała chyba klątwa Tracy'ego McGrady. T-Mac nigdy w swojej karierze nie przeszedł pierwszej rundy playoffs. Sam koszykarz chyba też o tym pamiętał, bo zaczął sobotnie spotkanie fatalnie, nie trafiając siedmiu ze swoich pierwszych ośmiu rzutów. W sumie obrońca "Rakiet" grając przez 36 minut zdobył 27 punktów (10 z 26 z gry), ale to plus 33 "oczka" (rekord kariery w playoffs) Yao Minga nie wystarczyło. - Mam dopiero 25 lat i jeszcze wiele lat gry przede mną. To tylko czyni mnie twardszym - tak o porażce powiedział McGrady. - To wspaniałe uczucie, że wciąż jesteśmy w grze. To była długa seria, w której przegrywaliśmy 0-2, ale wszystko zakończyło się szczęśliwie - stwierdził Dirk Nowitzki, skrzydłowy Mavs. To jednak nie Niemiec, a Jason Terry (31 punktów, 8 z 14 z gry i 12 z 12 z wolnych) i Josh Howard (21 "oczek" i 11 zbiórek) liderowali w sobotę drużynie gości. Ekipa z Dallas została trzecim zespołem w historii NBA, który awansował w siedmiomeczowej serii przegrywając dwa pierwsze mecze na własnym parkiecie. Wcześniej tej sztuki dokonali Los Angeles Lakers w 1969 roku i Houston Rockets w 1994. W półfinale Konferencji Zachodniej Mavs spotkają się z najlepszą drużyną NBA w sezonie zasadniczym, czyli Phoenix Suns. Jednym z liderów "Słońc" jest rozgrywający Steve Nash, były koszykarz Mavs. <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2005p">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2005</a>