Pierce wychowywał się na rywalizacji Celtics z Lakers w latach 80. ubiegłego stulecia kibicując...ekipie z Kalifornii. Wtedy nie przypuszczał, że po latach zagra w finale właśnie w zespole z Bostonu, w którym występuje od 1998 roku. W meczu otwierającym tegoroczne finały pokazał, że na parkiecie nie ma miejsca na sentymenty. Na początku trzeciej kwarty dokonał rzadkiego wyczynu zdobywając sześć punktów (w tym akcją 3+1) w kilkadziesiąt sekund, czym momentalnie odzyskał prowadzenie dla gospodarzy (ze stanu 46:51 doprowadził do 52:51). Chwilę później przy próbie zablokowania wchodzącego pod kosz Kobe Bryanta zderzył się z kolegą z drużyny, Kendrickiem Perkinsem i runął na parkiet. "Kiedy twój zawodnik leży na parkiecie i z grymasem bólu trzyma się za kolano, to w głowie rysuje ci się tylko czarny scenariusz" - relacjonował po meczu trener Doc Rivers. Mimo nieobecności jednego ze swoich liderów Celtics nie pozwolili gościom na przejęcie inicjatywy. "To był najważniejszy moment meczu" - ocenia szkoleniowiec zwycięskiego zespołu. "Byłem dumny z reakcji zespołu. A kiedy Paul wrócił ponownie był rewelacyjny" - dodaje Rivers. "Co mogę powiedzieć, cieszę się, że mogłem w ogóle wrócić do gry i pomóc drużynie" - przyznał Pierce, który tuż po powrocie na parkiet dwukrotnie trafił za trzy punkty, znacznie przybliżając swój zespół do zwycięstwa. Pierce zakończył spotkanie z dorobkiem 22 punktów (7/10 z gry, 3/4 za trzy punkty). Na wysokości zadania stanęli także pozostali członkowie wielkiego trio "Celtów". Kevin Garnett zdobył 24 punkty i zebrał 13 piłek, a Ray Allen dodał 19 "oczek" i osiem zbiórek. Wśród pokonanych najwięcej punktów - 24 - zdobył Bryant, ale MVP sezonu zasadniczego miał problem ze skutecznością rzutów z gry, pudłując 17 z 26 prób. "To były dobre okazje, ale tego dnia po prostu brakowało mu skuteczności" - zwrócił uwagę trener LA Lakers Phil Jackson. Drugie spotkanie finału zostanie rozegrane w niedzielę (noc z niedzieli na poniedziałek naszego czasu) również w Bostonie. Potem rywalizacja przeniesie się do Los Angeles.