Wszystko dlatego,że zarówno dziennikarze, kibice, jak chyba sami zawodnicy byli przekonani, że prawdziwy finał mają już za sobą, bo przecież wygrali z Chicago Bulls. Obawy były słuszne - Pistons potrzebowali ostatnich dwóch minut meczu, heroizmów strzeleckich Chaunceya Billupsa i braku ochoty wzięcia odpowiedzialności za losy meczu przez Jamesa, by wygrać pierwszy mecz finału Konferencji Wschodniej 79:76 (19:24, 16:17, 21:14, 23:21). Następne spotkanie w czwartek, ponownie na parkiecie Pistons. Oprócz zastanawiania się nad tym, czy Pistons potraktują poważnie Cavaliers, najczęstszym pytaniem do Flipa Saundersa było to, ilu zawodników będzie potrzebnych, żeby zatrzymać Jamesa. W pierwszej kwarcie Cavaliers prowadzili od początku meczu, a "King James" nie zdobył choćby jednego punktu (oddał jeden, niecelny rzut), zadowalając się tym, że jego podania otwierały kolegom drogę do kosza. Przynajmniej w pierwszej kwarcie nikt z kadry trenerskiej Cavs na pewno nie rozmawiał ze swoimi zawodnikami, jak zatrzymać po drugiej stronie parkietu Richarda Hamiltona, który trafił 4 z 5 rzutów. Na szczęście dla gości - w pierwszych 12 minutach trójka: Chauncey Billups, Tayshaun Prince i Rasheed Wallace miała na koncie raptem DWA zdobyte punkty i Pistons mogli się cieszyć, że przegrali senną w swoim wykonaniu kwartę tylko 19:24. Kiedy LeBron doszedł do wniosku, że jego koledzy się już rozgrzali, zaczął przez chwilę trafiać, dając swoim pierwszym trafionym w tym meczu rzutem prowadzenie Cavaliers 30:23. Ekipa z Cleveland dominowała na parkiecie nie tylko dlatego, że mieli w zespole więcej niż jednego gracza, który trafiał do kosza, ale przede wszystkim dlatego, że w Cleveland wszyscy walczyli na tablicach, dając gościom aż 11 więcej zbiórek, popisując rzadką sztuką - mieli na parkiecie rywala więcej zbiórek ofensywnych niż gospodarze defensywnych! Pistons, którzy po raz piąty z rzędu awansowali do finałów Konferencji, nadal utrzymywał przy życiu Hamilton (15 pkt) czyli aż 10 więcej niż kolejny z graczy faworyta tej rywalizacji (Carlos Delfino). Ci z fanów Pistons, którzy juŻ wtedy przeczuwali, że zapowiada się dramatyczna końcówka, na pewno się nie zawiedli. Druga połowa rozpoczęła się od prowadzenia Cavaliers 41:35, a gospodarze, nawet kiedy wywalczyli sobie prowadzenie 52:47, grali jak z powiązanymi ze strachu rękoma. Przez ostatnie pięć minut trzeciej kwarty zdobyli jeszcze tylko cztery punkty, schodząc na przerwę przed decydującą kwartą z tylko jednopunktową (56:55) przewagą. I wtedy zaczęły się prawdziwe emocje... Potrzeba sześciu minut, by doprowadzić do remisu (68:68), a LeBron ciągle woli podawać niż sam rzucać do kosza (tylko trzy próby w decydującej kwarcie!). Kilkadziesiąt sekund po kolejnym niecelnym rzucie 22-latka, Billups potwierdza po raz kolejny, że może fatalnie grać przez cały mecz, ale można na niego liczyć w najważniejszych momentach meczu - trafia "za trzy", dając Pistons prowadzenie 71:68. Dwie kolejne dobre asysty Jamesa i Cleveland, po rzutach Ilgauskasa ponownie, na niespełna trzy minuty przed końcem meczu, obejmuje prowadzenie 72:71. Odpowiedź Wallace'a 20 sekund później to celny rzut z półdystansu i ponownie na tablicy wyników prowadzą jednym punktem Pistons. Sala dosłownie trzęsie się od krzyku kibiców, kiedy Ilgauskas staje na linii rzutów osobistych, ale najlepszy tego dnia koszykarz Cavs, "Mr Z" jak nazywaj a go kumple, spokojnie trafia oba z nich. Do końca pozostaje dokładnie 112 sekund, kiedy nie wierzący tego wieczoru w swój rzut Prince podaje do Billupsa, który trafia kolejną "trójkę"i Pistons prowadzą 78:76, już do końca nie oddając prowadzenia. Jeszcze - po raz kolejny w tym meczu - szansę wzięcia odpowiedzialności za zwycięski lub przegrany rzut nie bierze na siebie James, podając do znajdującego się w lepszej pozycji, ale nie mającego statusu supergwiazdy Marshalla. Rzut mogący wyrównać wynik trafia jednak w obręcz, zbiórka w ręce Billupsa, który na sekundę przed końcową syreną wykorzystuje jeden rzut osobisty, ustalając wynik meczu na 79:76 dla Pistons. - Gram żeby wygrać - tłumaczył decyzję podania w ostatnich sekundach do Marshalla LeBron. - Atakowało mnie dwóch rywali, podałem do kolegi na lepszej pozycji. To proste - dodał. Nie do końca LeBron, bo Marshall... nie trafił. W NBA gwiazdy zarabiają dziesiątki milionów dlatego, że to do nich NALEŻY odpowiedzialność za wynik meczu, a nie za oddawanie tylko trzech rzutów w decydującej kwarcie i zdobywanie zaledwie 10 punktów w być może decydującym o przyszłości klubu, spotkaniu. Przemek Garczarczyk z Detroit Finał Konferencji Wschodniej: 1. Detroit Pistons - 2. Cleveland Cavaliers 79:76 (19:24, 16:17, 21:14, 23:21) Pistons: Richard Hamilton 24 (7 as.), Rasheed Wallace 15 (12 zb., 7 bl.), Chauncey Billups 13, Chris Webber 10, Tayshaun Prince 8 (9 as.), Dale Davis 5, Lindsey Hunter 2, Antonio McDyess 2. Cavs: Zydrunas Ilgauskas 22 (13 zb.), Larry Hughes 13, Anderson Varejao 13, LeBron James 10 (10 zb., 9 as., 4 prz.), Sasza Pavlović 9, Drew Gooden 6, Donyell Marshall 2, Eric Snow 1.