Zarówno "New York Post" jak i "Daily News" podały na pierwszych stronach, że właściciel New York Knicks James Dolan bardzo poważnie zastanawia się nad wykupieniem 50-milionowego, największego w historii zawodowego sportu, kontraktu trenerskiego Browna. Jego miejsca na ławce Knicks miałby zająć prezydent drużyny - Isiah Thomas. Ten ostatni natychmiast temu zaprzeczył, posługując się oświadczeniem agenta Larry Browna, Joe Glassa: - Rozmawiałem z Isiahem Thomasem, który kategorycznie zaprzeczył informacjom przedstawionym w prasie - powiedział Glass. Jedno wiemy na pewno - jeśli raporty o odejściu Browna są prawdziwe, to przynajmniej Stephon Marbury, który miał niezliczone zatargi z Brownem podczas fatalnego dla Knicks (23-59) sezonu, nie miałby z tym żadnego problemu: - Zupełnie nie przeszkadzałby mi fakt, gdyby Brown nie wrócił do drużyny. Zupełnie - powiedział Marbury. - Patrząc na nasze wyniki w lidze to normalne, że są takie spekulacje. Przynajmniej nieoficjalnie, większość koszykarzy Knicks wini za fatalne wyniki drużyny właśnie Browna, który znany jest z dwóch rzeczy - że zawsze obiecuje, że w klubie zostanie do końca kariery (Knicks są jego- ósmym zespołem NBA...) oraz tym, iż zawsze obarcza winą za porażki nie siebie, ale graczy występujących na parkiecie. Zaraz po zakończeniu sezonu, zanim jeszcze rozpoczęły się spekulacje na temat jego odejścia, zapytany jak widzi swoją przyszłość w klubie, który stał się pośmiewiskiem National Basketball Association, Brown stał się nagle dyplomatą. - Spotykałem się z panem Dolanem i Steve (Millsem - prezydentem Madison Square Garden) i nigdy nie miałem wrażenia, że nie chcą mnie w klubie. Oni doskonale wiedzą jak bardzo chcę tutaj zostać. Zwłaszcza, że wygraliśmy tylko 23 meczów, za co czuję się bezpośrednio odpowiedzialny - mówił Brown. Nie tylko w Nowym Jorku podziwiany jest talent do interesów Larry Browna. Wystarczy popatrzeć na zaledwie 12 ostatnich miesięcy jego działalności, żeby dojść do wniosku, że Brown zawsze da sobie radę - jego kontrakt z Pistons został wykupiony przez właściciela klubu za 18 mln, a za sezon w którym Knicks byli najgorszą drużyną w NBA wziął następne 10 mln. Jeśli dodamy do tego sumę, jaką Dolan musiałby wyłożyć za to, by Brown nie trenował w przyszłym sezonie Knicks (minimum 25 mln), to łatwo policzyć, że Brown zarobił w ciągu roku 53 mln. W tym 43 mln za to, by... nie robił nic! Inna, kto wie jednak czy nie jeszcze większa kontrowersja, dotyczy spekulacji, że jego następcą byłby Isiah Thomas. Po wspaniałej karierze zawodniczej w Detroit Pistons, Isiah czego się nie dotknął, zamieniało się w porażkę: fatalnie wypadł jako dyrektor ds. sportowych Toronto Raptors, fiaskiem zakończyła się jego kariera w roli komentatora NBA, doprowadził do bankructwa Continantal Basketball Association i przez trzy sezony w roli trenera utalentowanej ekipy Indiana Pacers nie potrafił przebrnąć poza pierwszą rundę NBA Playoffs. Praktycznie każda decyzja personalna Thomasa w roli generalnego menedżera Knicks spotykała się z przynajmniej lekkim pukaniem w głowę - pozyskanie do zespołu trzech koszykarzy z kompletnie nie pasującymi do siebie charakterami (Jamal Crawford, Steve Francis, Stephon Marbury), wielomilionowe kontrakty dla koszykarzy, których kariera oraz umiejętności zawsze stały pod olbrzymim znakiem zapytania (Jerome James, Eddy Curry) sprawiają, że drużyna będąca dumą "Wielkiego" Jabłka przeżywa kryzys, jakiego w profesjonalnym sporcie Nowego Jorku niewielu pamięta. Jak to się wszystko skończy, nikt na razie nie wie. Jedno jest pewno - Larry spadnie na cztery łapy. Już teraz w jego posiadłości w Hamptons urywają się telefony od właścicieli Sacramento Kings i Golden State Warriors... Przemysław Garczarczyk, USA