"Oczywiście, że śledzę finały. Kibicuję San Antonio od dawna. To w tym sezonie lepszy zespół niż przed rokiem, choć i wówczas był o krok od zwycięstwa. Wierzę, że w tym roku się uda. Spodziewam się zaciętej rywalizacji i myślę, że potrzebne będzie siedem meczów. Gracze Spurs są bardziej doświadczeni niż rywale, ale grają bardziej radosną koszykówkę. Wielu graczy "Ostróg" jest blisko sportowej emerytury, więc te finały mogą być ich ostatnią szansą. To dodatkowa motywacja" - ocenił. W 2002 roku Trybański trafił z Pruszkowa do ligi NBA - Memphis Grizzlies z kontraktem 4,8 mln dolarów. W najlepszej koszykarskiej lidze świata rozegrał w latach 2002-2004 jedynie 22 mecze - 15 w Memphis, cztery w Phoenix Suns i trzy w New York Knicks. W sezonie 2005/06 występował na zapleczu NBA - w D-League i został liderem w klasyfikacji bloków. Jego zdaniem awaria klimatyzacji w hali San Antonio podczas pierwszego meczu finału nie wypaczyła wyniku. Temperatura na parkiecie rosła z minuty na minutę i pod koniec spotkania przekraczała 32 stopnie Celsjusza. Spurs wygrali 110:95. "Jak się okazuje nawet w tak perfekcyjnie zorganizowanej maszynie jak finały NBA mogą zdarzyć się takie sytuacje, niezależne od ludzi. Warunki były trudne dla koszykarzy obydwu drużyn, bo jak organizm jest przygotowany na wysiłek w innych warunkach i nagle robi się gorąco, to jest naprawdę ciężko się przestawić. Wyniku to na pewno nie wypaczyło" - dodał. 34-letni środkowy powrócił do polskiej ekstraklasy po 12 latach przerwy. Po NBA grał w Grecji, Czechach i na Litwie. W Tauron Basket Lidze sezon rozpoczynał w Polpharmie Starogard Gd., a zakończył w AZS Koszalin. W tym pierwszym klubie miał średnio 8,3 pkt i 6,3 zbiórki. W AZS, po grudniowej kontuzji spisywał się słabiej. "To był dla mnie trudny sezon o tyle, że po raz pierwszy w karierze w trakcie rozgrywek zmieniłem klub. W Polpharmie miałem udany początek, ale szkoda, że indywidualne występy nie szły w parze z wynikami zespołu, a w naszej dyscyplinie to jest przecież najważniejsze. Jaka jest polska liga? Widzę przepaść między górną, a dolną szóstką. Nie jest to kwestia wyłącznie wysokości budżetów, ale po prostu umiejętności zawodników. Podobnie jest jednak w ligach europejskich" - dodał. Koszykarz uważa, że rywalizacja o złoty medal mistrzostw Polski między PGE Turowem Zgorzelec a Stelmetem Zielona Góra jest ciekawa i stoi na wysokim poziomie. Turów prowadzi 3-1 i potrzebuje jednej wygranej, by po raz pierwszy w historii, po pięciu srebrnych medalach, zdobyć tytuł najlepszej ekipy w kraju. "Turów jest lepszy jako zespół. Ma bardziej wyrównaną pierwszą i drugą piątkę. Problemem Stelmetu jest brak rozgrywającego, który by odciążył Łukasza Koszarka. On ma bardzo trudne zadanie, gra dużo i widać powoli u niego zmęczenie sezonem i zaciętymi finałami. Jeśli się odrodzi w niedzielę, to ciekawa rywalizacja może jeszcze potrwać" - dodał. Trybański nie ma na razie planów na kolejny sezon. Nawet nie wie, czy zostanie w polskiej ekstraklasie. Zaprzeczył informacjom medialnym o rozmowach z pierwszoligową Legią Warszawa, w której stawiał pierwsze, sportowe kroki. "Na razie odpoczywam po sezonie, także od informacji agenta o ofertach od klubów. Nie mam pojęcia o propozycji Legii. Po prostu spotkałem się ostatnio z moim pierwszym szkoleniowcem Robertem Chabelskim, który jest teraz prezesem tego klubu. Wspominaliśmy dawne czasy. Przedstawił mi jedynie projekt Legia. Żadne decyzje nie zapadły. W czerwcu jadę, a w zasadzie wracam do USA, do Phoenix, gdzie jest mój drugi dom. Tam mam najlepsze warunki do trenowania i będę się przygotowywał do kolejnego sezonu. Będę aktywny dopóki koszykówka będzie mi sprawiać przyjemność" - zdradził. Zawodnik promował w Warszawie koszykówkę podczas 15. Pikniku Olimpijskiego. "Polska koszykówka nie jest tak popularna jak dziesięć - dwanaście lat temu, ale widać, że ma potencjał. Na pikniku było mnóstwo młodzieży, kibiców zainteresowanych naszą dyscypliną. Brali udział w konkursach, rzucali do kosza, prosili o autograf, rozmawiali. To było bardzo miłe doświadczenie" - dodał.