Szybsi, bardziej wszechstronni koszykarze Chicago Bulls nie dali obrońcom tytułu mistrza NBA żadnych szans, wygrywając u siebie drugie spotkanie serii 107:89 i obejmując prowadzenie 2-0. Następne dwa mecze w piątek i niedzielę w American Airlines Arena w na Florydzie i każdy inny wynik niż dwie wygrane "Żaru" na własnym parkiecie sprawi, iż będzie to tylko odwlekaniem nieuchronnej porażki. Przynajmniej w pierwszej kwarcie, wygranej przez Bulls 31:21, wyglądało na to, że ekipa Riley'a niewiele będzie mogła zrobić z szybszymi i bardziej zdecydowanymi koszykarzami Bulls. Pomimo, że bohater pierwszego meczu Luol Deng nie miał szczęścia w rzutach (pierwszy celny kosz dopiero w drugiej kwarcie), to skuteczność Bena Gordona oraz Kirka Hinricha wystarczyła na komfortowe prowadzenie. W zespole z Miami widać było skutki reprymendy Riley'a przede wszystkim w grze pod koszami. Goście wygrywali większość pojedynków zarówno pod atakowaną, jak i bronioną tablicą, a Shaq szokował nawet swoich kolegów, trafiając... komplet wykonywanych rzutów wolnych. W drugiej połowie wszystko zmieniło się w momencie, kiedy grający pierwszy sezon w lidze Tyrus Thomas dostał idealne podanie od Gordona i, mając przed sobą tylko Alonzo Mourninga, postanowił poczęstować go efektownym wsadem. Akcja zakończyła się na tym, że zamiast wsadu był fenomenalny blok "starego" Mourninga, szybki atak, i rzut z faulem Dwyane'a Wade'a. Ekipa z Miami zmniejszyła przewagę Bulls do jednego punktu (45:44), ale rzuty Gordona i Argentyńczyka Andresa Nocioniego (3/3 za trzy punkty) i tak dały gospodarzom prowadzenie do przerwy 55:52. Druga połowa to "Byki" grające za jak najlepszych czasów - Ben Wallace zablokował dwa kolejne rzuty Udonisa Haslema, a Hinrich, Deng i Gordon trafili w trzech akcjach i zespół z Chicago objął prowadzenie 63:52. Chwilę później - po trafieniu za trzy punkty Hinricha - było 66:55 na osiem minut przed końcem trzeciej kwarty. Riley miał wyraźnie dość tego co widział na parkiecie i zerwał się z ławki rezerwowych prosząc o czas. Dalej było jednak... jeszcze gorzej. Miami ciągle nie miało odpowiedzi na duet Gordon/Hinrich (kolejne trafienia za trzy tej pary), defensywę "Big Bena" i... Pat Riley półtorej minuty po pierwszym czasie, musiał brać następny - Bulls prowadzili już 71:55! Drużynie z Miami nie pomogły zmiany, nie pomógł też fakt, iż w pierwszych trzech kwartach (trzecia została wygrana aż 30:19!) Wade zanotował więcej strat (7) niż asyst (6). Chicago Bulls prowadzili na dwanaście minut przed końcem meczu z obrońcą tytułu mistrzowskiego 85:71... Wiadomo było, że podopieczni Riley'a nie poddadzą się bez walki. Po pięciu minutach ostatniej kwarty gospodarze prowadzili już tylko 87:82, ale wtedy przypomniał o sobie Luol Deng. Koszykarz z Duke University potwierdził po raz kolejny, że potrafi nie przejmować się złym początkiem spotkania. Zdobył w drugiej połowie 20 punktów, z których dwanaście padło właśnie w ostatnich siedmiu minutach pojedynku, kiedy to decydowały się losy spotkania. Po trzech kolejnych rzutach Denga oraz trafieniach Gordona, gracze Bulls prowadzili już różnicą 20 punktów, by ostatecznie wygrać to spotkanie 107:89, obejmując w serii "best-of-seven" prowadzenie 2-0. Teraz rywalizacja przenosi się do Miami, ale jak powiedział po meczu Ben Gordon "kiedy gramy tak zespołowo jak dziś, kiedy gramy swoja koszykówkę, nie ma znaczenia gdzie gramy. Chcemy wygrać w Miami przynajmniej jeden mecz i zakończyć serię w następny wtorek w United Center. Może wcześniej..." Ben Gordon wcale nie przesadza. 18-punktowa porażka, Jason Wiliams i Eddie Jones z dorobkiem w sumie tylko 6 punktów (trafili tylko 2 z 10 oddanych rzutów), przeciętny i wyraźnie zmęczony narzucanym przez Bulls tempem gry Shaquille O'Neal, cierpiący na skutki kontuzji Wade - Pat Riley będzie musiał przypomnieć sobie wszystkie trenerskie sztuczki, by marzenia o powtórzeniu mistrzowskiego tytułu nie zakończyły się dla Heat już w pierwszej rundzie. Przemek Garczarczyk z Chicago Wyniki meczów nr 2 z 24 kwietnia w I rundzie NBA PLAYOFFS 2007 Toronto Raptors - New Jersey Nets 89:83 W serii "best-of-seven" (do czterech zwycięstw): 1-1. Toronto: Anthony Parker 26, Chris Bosh 25, T.J. Ford 13, Jose Calderon 8, Rasho Nesterovic 6, Morris Peterson 6, Andrea Bargnani 3, Juan Dixon 2. New Jersey: Vince Carter 19, Bostjan Nachbar 17, Jason Kidd 14, Richard Jefferson 13, Mikki Moore 8, Jason Collins 6, Josh Boone 2, Marcus Williams 2, Antoine Wright 2. Chicago Bulls - Miami Heat 107:89 W serii "best-of-seven" (do czterech zwycięstw): 2-0 dla Bulls. Chicago: Ben Gordon 27, Luol Deng 26, Kirk Hinrich 14, P.J. Brown 10, Andres Nocioni 10, Thabo Sefolosha 9, Ben Wallace 9, Tyrus Thomas 2. Miami: Dwyane Wade 21, Shaquille O'Neal 17, Jason Kapono 11, James Posey 11, Antoine Walker 11, Udonis Haslem 6, Alonzo Mourning 6, Jason Williams 4, Eddie Jones 2. Phoenix Suns - Los Angeles Lakers 126:98 W serii "best-of-seven" (do czterech zwycięstw): 2-0 dla Suns. Phoenix: Leandro Barbosa 26, Amare Stoudemire 20, Shawn Marion 18, Steve Nash 16, James Jones 12, Raja Bell 11, Boris Diaw 8, Kurt Thomas 7, Marcus Banks 2, Pat Burke 2, Eric Piatkowski 2, Jalen Rose 2. Los Angeles: Kobe Bryant 15, Maurice Evans 10, Jordan Farmar 10, Lamar Odom 10, Andrew Bynum 9, Luke Walton 9, Shammond Williams 9, Kwame Brown 7, Brian Cook 7, Sasha Vujacic 7, Ronny Turiaf 5.