Do historii nie udało się natomiast przejść Allenowi Iversonowi. Lider Sixers nie został trzecim graczem w historii ligi, który zdobył co najmniej 50 punktów w trzech kolejnych meczach, ale jego 40 "oczek" pozwoliło ekipie z Filadelfii wygrać w Indianapolis z tamtejszymi Pacers 102:90. W The Palace of Auburn Hills na przedmieściach Detroit już dawno nikt się boi "Byków" i chyba nie zmieni tego czwartkowe zwycięstwo gości, choć na pewno podopieczni Scotta Skilesa uzyskają nie więcej szacunku u mistrzów ligi. Do zwycięstwa poprowadzili zespół z Chicago młodzi i utalentowani rezerwowi. Ben Gordon zdobył 19 punktów, a Tyson Chandler uzyskał 13 "oczek" i zaliczył 11 zbiórek. - Bardzo efektowne zwycięstwo - stwierdził Skiles. - Z naszej strony było ogromne zaangażowanie w defensywie. Jesteśmy po prostu zespołem który wciąż walczy. Bulls, którzy zaczęli sezon od bilansu 4-15, nie mieli na swoim koncie serii pięciu kolejnych zwycięstw od rozgrywek 1997-98, kiedy to - jeszcze z Jordanem w składzie wygrali 14 pojedynków z rzędu. - Wszystko tak szybko się zmieniło - powiedział Kirk Hinrich (10 pkt). - Jeśli pomyślicie w jakim miejscu byliśmy trzy lub cztery tygodnie temu... Teraz naprawdę możemy czuć się komfortowo. Dobrze na pewno nie mogą się czuć gracze z Detroit, który mieli w pojedynku z Bulls fatalną skuteczność z gry (35,6 proc.) i głównie z tego powodu przegrali czwarty z ostatnich sześciu meczów. - Nadal fatalnie rzucamy i dajemy rywalom nowe życie - wyjaśnił szkoleniowiec Pistons Larry Brown. - Nasz procent skuteczności jest okropny, więc musimy starać się częściej stawać na linii rzutów wolnych. To jest trudne, bo tak naprawdę nie mamy żadnych graczy dryblująco-penetrujących. Musimy znaleźć lepszy sposób. Prowadzący w klasyfikacji strzelców w bieżącym sezonie Allen Iverson nie został trzecim graczem w historii ligi, który zdobył co najmniej 50 punktów w trzech kolejnych meczach, ale jego 40 "oczek" pozwoliło ekipie z Filadelfii wygrać w Indianapolis z tamtejszymi Pacers 102:90. Lider Sixers (11-14), który w środowy wieczór w Conseco Fieldhouse trafił 12 z 23 rzutów z gry oraz 14 na 16 wolnych, nie zdołał więc nie zdołał więc dorównać Michaelowi Jordan i Wiltowi Chamberlainowi - jedynym graczom w historii ligi z takim osiągnięciem. Iverson miał tym razem większą, niż ostatnio, pomoc wśród kolegów. Marc Jackson zdobył 18 punktów, a trzech innych graczy uzyskało po 8 "oczek". - Jestem zadowolony, że nie musiałem rzucić "50", byśmy wygrali. - Czułem się dobrze i mam nadzieję, że gdyby było potrzeba, to uzyskałbym taką zdobycz. Jednak wielu chłopaków przyczyniło się do sukcesu, a szczególnie Kevin Ollie (8 pkt - przyp. red.), który wygrał dla nas ten mecz. Reggie Miller zdobył 30 punktów, a Jeff Foster dodał 18 dla Pacers (12-12), którzy prowadzili do przerwy 50:42. Najlepszy dzień w swojej zawodowej karierze ma za sobą Richard Jefferson, który zdobył 42 punkty, prowadząc New Jersey Nets do "domowego" zwycięstwa nad Cleveland Cavaliers 92:90 To właśnie on uzyskał decydujące punkty dla Nets, którzy wciąż występują bez pozyskanego niedawno Vince'a Cartera (kontuzja). Jefferson wykorzystał błąd defensywy Cavs i zamienił podaniem lobem od Jabariego Smitha na punkty. Piłka po celnym "lay-up" wpadła do kosza na.. 0.8 s przed końcem. - Błąd w komunikacji, to wszystko - wytłumaczył Paul Silas, trener drużyny z Cleveland, dla której LeBron James uzyskał 23 "oczka". - Mieliśmy zamienić krycie i nie zrobiliśmy tego. Goście mieli wprawdzie ostatnią szansę na uratowanie zwycięstwa w East Rutherford, ale rzut za trzy byłego zawodnika Nets Luciousa Harrisa okazał się niecelny. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=22.12">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 22 grudnia</a>