"Nie mamy się czym przejmować. Udowodniliśmy, że potrafimy grać z Bulls wygrywając trzy pierwsze mecze, mogliśmy wygrać nawet czwarte spotkanie w Chicago. Bulls nie pokazali nam jeszcze niczego, czego powinniśmy się bać" - mówił kapitan Pistons, Chauncey Billups. Pewność siebie, to jednak jedyna zaleta, którą drużyna z Detroit zademonstrowała we wtorkowy wieczór na własnej hali, bezdyskusyjnie przegrywając w Palace of Auburn Hills z Bulls 92:108 (25:31, 26:28, 20:33, 21:16). Przegrywając po spotkaniu, w którym gospodarze nie prowadzili w ciągu całego meczu choćby przez jedną sekundę! Pistons prowadzą w serii już tylko 3-2, a następny mecz już w najbliższy czwartek w chicagoskiej United Center. Kiedy wychodziłem z United Center po meczu, w którym Bulls wreszcie wygrali z Pistons, jeden z dziennikarzy z Detroit zawzięcie dyskutował z trenerem Detroit. Sprzeczka była o fakt, że zamiast czuć się pewnymi końcowego sukcesu, koszykarze z Detroit powinni zwrócić uwagę na fakt, że Pistons cudem wygrali trzeci mecz, a w czwartym Bulls rzucali przez większość meczu z ponad 55-procentową skutecznością, praktycznie trafiając kiedy tylko chcą. "To nie ma znaczenia" - mówił Flip Saunders. "Nasza drużyna zawsze ma ten ekstra bieg, ekstra przełożenie, które pozwala nam wygrywać. Na tym najwyższym biegu zagramy od pierwszych minut na własnym parkiecie". Przypomniałem sobie te słowa, kiedy po pierwszej kwarcie w Auburn Hills nie tylko Bulls prowadzili (w dwóch pierwszych spotkaniach Pistons rozstrzygali mecz po 12 minutach), ale grali tak, jakby to oni dominowali w serii 3-1. Błyskawiczne zmiany pozycji, wreszcie skuteczny Ben Gordon i Bulls szybko prowadzą 14-6."Gramy swoje, gramy swoje! Kirk szybciej podawaj, pchaj piłkę w ataku" - krzyczy z ławki trener Bulls, ale trudno uwierzyć w to, że oprócz siedzących kilka metrów obok niego dziennikarzy, słyszą Scotta Skilesa biegający po parkiecie koszykarze. Może jednak coś do nich dochodziło, bo Bulls nie mają problemów z wyrobieniem sobie pozycji strzeleckich. Trafiają kolejno Luol Deng, nawet mało skuteczny w poprzednich meczach Chris Duhon, a kiedy kwartę kończy celnym rzutem prawie z syreną znakomity w pierwszych 12 minutach Kirk Hinrich (7 pkt), to wiadomo było, że Bulls nie przejechali do Detroit by grzecznie przegrać i rozpocząć wakacje. Kiedy druga kwarta rozpoczęła się od dwóch celnych rzutów osobistych Chrisa Webbera, a Bulls prowadzili już tylko 31:27, nikt pewnie nie mógł przypuszczać, że już do końca meczu Pistons nie będą równie blisko choćby... wyrównania. Trafiony rzut za trzy punkty Hinricha, trzy kolejne pudła koszykarzy Pistons i po pięciu minutach w Palace of Auburn Hills zapada lekka konsternacja, bo to Bulls prowadzą już różnicą 11 punktów (41:30). Skiles decyduje się na znakomitą zmianę, wprowadzając w miejsce ciągle cierpiącego na skutki kontuzji Andresa Nocioni, ligowego debiutanta Tyrusa Thomsa. Jeden z najbardziej dynamicznych graczy w lidze, najpierw popisuje się efektownym wsadem, a później trzema kolejnymi zbiórkami. Gordon ponownie trafia za trzy punkty (Bulls rzucają zza linii trzech punktów z 60-procentową skutecznością!) i prowadzenie wzrasta do 14 punktów. Ponownie Gordon, który powtarza wyczyn Hinricha z pierwszej kwarty trafiając równo z końcową syreną i Bulls schodzą do szatni prowadząc do przerwy 59:51. Jak dobrze grało Chicago Bulls w pierwszych 24 minutach? Byki trafiały do kosza z szokującą skutecznością 72,2 procenta, o mało nie pobijając rekordu NBA ustanowionego przed 9 laty przez Los Angeles Lakers (74.2 proc)... Każdy z kibiców Bulls, który pamiętał, jak łatwo Pistons zniwelowali 19-punktową przewagę Bulls w trzecim meczu, prawie powtarzając ten wyczyn w czwartym spotkaniu serii, nie mógł być zadowolony z ośmiu punktów przewagi. Zwłaszcza, że trzecia kwarta zaczęła się od popisu strzeleckiego Tayshauna Prince'a (9 z 11 kolejnych punktów dla Pistons), ale nawet kiedy Detroit zmniejszyli przewagę do sześciu punktów (68:62 dla Bulls) nie widać w zespole gości choćby cienia nerwowości. Następnych pięciu minut na pewno nie zapomni natomiast trener Saunders, który musiał patrzeć, jak zamiast spodziewanego szóstego biegu, jego Pistons włączają bieg...wsteczny. Przez dokładnie 7 minut i 12 sekund, na parkiecie w Auburn Hills zszokowani kibice oglądają wyścig "ferrari" ze zdezelowanym "chevroletem" - Bulls zdobywają kolejno 22 punkty, tracąc tylko 5, i po serii rzutów za trzy Gordona i Hinricha obejmują prowadzenie 90:67! Na sali słychać pierwsze gwizdy, tracący nerwy Rasheed Wallace dostaje swoje obowiązkowe przewinienie techniczne.Jeszcze nadzieja przez kilka pierwszych minut czwartej kwarty, ale sala robi się prawie pusta, kiedy Bulls utrzymują 20-punktową przewagę. Końcową syrenę i wynik na tablicy - 108:92 - ogląda już tylko garstka widzów... Najlepsi gracze - Bulls: 17 pkt, 13 asyst; Gordon 28 pkt (5 na 6 za 3 pkt): Deng 20 pkt, 7 zbiórek; Pistons: Billups 17 pkt, 6 asyst; Hamilton 16 pkt, 6 zbiórek, 5 asyst. Przemek Garczarczyk z Detroit Koszykarze Utah Jazz zakończyli sensacyjny marsz Golden State Warriors w playoffs. W piątym meczu półfinałowym Konferencji Zachodniej "Jazzmani" wygrali w Salt Lake City 100:87. W rywalizacji do czterech zwycięstw Jazz wygrali 4-1 i awansowali do finału konferencji. Ostatni raz Jazz zaszli tak daleko, kiedy o sile tego zespołu decydowali John Stockton i Karl Malone. Najlepszym zawodnikiem Jazz w piątym meczu był Andrei Kirilenko, który zdobył 21 punktów, zebrał 15 piłek i zapisał na swoim koncie 3 przechwyty. Konferencja Wschodnia Półfinał - mecz nr 5 Detroit Pistons - Chicago Bulls 92:108 W serii "best-of-seven" (do czterech zwycięstw): 3:2 dla Pistons Pistons: Chauncey Billups 17, Richard Hamilton 16, Rasheed Wallace 15, Antonio McDyess 12, Tayshaun Prince 11, Chris Webber 9, Jason Maxiell 5, Nazr Mohammed 5, Carlos Delfino 2 Bulls: Ben Gordon 28, Luol Deng 20, Kirk Hinrich 17, P.J. Brown 15, Tyrus Thomas 10, Chris Duhon 8, Ben Wallace 6, Thabo Sefolosha 4. Konferencja Zachodnia Półfinał - mecz nr 5 Utah Jazz - Golden State Warriors 100:87 W serii "best-of-seven" (do czterech zwycięstw): 4:1 dla Jazz Jazz: Carlos Boozer 21, Andrei Kirilenko 21, Derek Fisher 20, Mehmet Okur 14, Paul Millsap 9, Gordan Giricek 6, Matt Harpring 5, Dee Brown 2, Deron Williams 2 Warriors: Baron Davis 21, Stephen Jackson 16, Matt Barnes 14, Jason Richardson 13, Monta Ellis 12, Al Harrington 8, Andris Biedrins 2, Mickael Pietrus 1.